W styczniu powraca najsłynniejszy detektyw na świecie oraz jego wierny pomocnik. Druga część przygód Sherlocka Holmesa i doktora Watsona zdobywa serca kinomaniaKów. Obraz wszedł do kin w Polsce w miniony piątek i trzeba powiedzieć, że nie każdy potrafi sprawić, że kolejna część będzie jest lepsza niż odsłona pierwsza. Reżyser Guy Ritchie udowadnia, że to proste.
Napięcie rośnie z każdą minutą, a niespodziewane zwroty akcji sprawiają, że nie zawsze jest czas, by poskładać w całość wszystkie elementy intrygi. Całe szczęście, że twórcy filmu Sherlock Holmes: gra cieni zdecydowali nam się pokazać, co właśnie się stało, lub co nastąpi. Z pierwszym przypadkiem mamy do czynienia, gdy Watson (Jude Law) wraz ze swoją małżonką wybierają się w podróż poślubną. Chwilę później dochodzi do najbardziej widowiskowej strzelaniny i właśnie tutaj, w jej trakcie, oczami głównego bohatera – Holmesa – widzimy, jakie działania poczynił kilka minut temu, by wyjść cało z opresji. Wtedy zaczynamy rozumieć, dlaczego nagle żołnierze wylatują w powietrze na tyłach wagonu, lub skąd wziął się „dym” w toalecie, który umożliwił detektywowi zdobyć po kryjomu, niczym kieszonkowiec parę potrzebnych przedmiotów od złoczyńców. Natomiast pokazanie w umyśle Holmesa (Robert Downey Jr.) tego, co może się wydarzyć (jakiej broni użyje bandyta, jakimi ruchami go zaatakuje), to nic innego, jak przewidywanie kolejnego ruchu podobnie, jak w szachach, na podstawie obserwacji i nadzwyczaj wysokiej inteligencji. Oczywiście nie zawsze da się dokładnie przewidzieć wszystko, toteż film zaskakuje nieoczekiwanymi momentami.
Sam początek filmu odbiega nieco od innych obrazów, gdzie stróże prawa próbują dowiedzieć się, kto jest winnym. Tutaj od samego początku wiemy, że to zły profesor Moriarty (Jared Harris) – geniusz zbrodni, który cierpliwie realizuje swoje cele, by dojść do tego najważniejszego, zabijając niewinnych ludzi. Holmes pokazuje Watsonowi na podstawie czego doszedł do wniosku, że za wszystkim stoi genialny matematyk. Ogromna mapa zdarzeń, nagłówków z gazet, zapisanych incydentów łączących się w całość prowadzi tylko do Moriartego. Niestety brakuje jednej rzeczy – dowodów. Jednak nie to martwi doktora Watsona, bowiem ten bardziej zaniepokojony jest niecodziennym zachowaniem Holmesa. Ten jakby kompletnie zatracał się w tym co robi. Co z tego, że opracowuje coraz bardziej mistrzowskie metody kamuflażu, czy eksperymentuje z medykamentami, które mogą uratować życie, skoro żyje tylko pracą i nawet jego najlepszy przyjaciel musi jej ustąpić miejsca.
Kobiety zawsze dogrywały ważną rolę w kryminałach, w drugiej części przygód możemy skupić się w zasadzie na towarzyszce Holmesa, Madam Simza Heron (Noomi Rapace). Detektyw wie, że jest ona bardzo ważna dla rozwiązania zagadki. Wskazanie złoczyńcy nie wystarczy, trzeba jeszcze wiedzieć co planuje, jak go powstrzymać i udowodnić jego winę.
Cygankę poznajemy, kiedy detektyw wkracza do baru, w którym przepowiada ona przyszłość. Niestety (a może i lepiej) twórcy skupiają się bardziej na ukazaniu skomplikowanego charakteru Holmesa, czy próbie zrozumienia swojego przyjaciela przez doktora Watsona, który martwi się o stan zdrowia detektywa.
Film warto zobaczyć jeszcze dla wielu scen batalistycznych oraz metod uchwycenia najlepszych ujęć. Pierwszym skojarzeniem jest Matrix, gdzie zastosowano wstrzymanie obrazu, zwolnienie tempa i skupienie się na szczegółach. Widać to doskonale podczas ucieczki z Niemiec głównych bohaterów przez las, kiedy żołnierze wystrzeliwują w ich stronę setki pocisków oraz, gdy obok nich dochodzi do eksplozji. Kule przeszywają w zwolnionym tempie ubranie, rozrywają drzewa stojące na drodze, itd.
Twórcy ukazali z bliska także twarze uciekających. Przez kilka sekund widzimy, jak bardzo mimika Holmesa czy Watsona uciekających, by jak najszybciej zdążyć na pociąg, który wywiezie ich z dala od niebezpieczeństwa zmienia się, gdy w rzeczywistość to tylko ułamek sekundy.
Sherlock Holmes: gra cieni to swoista gra najsławniejszego umysłu detektywa Sherlocka Holmesa oraz genialnego profesora Moriartego, którzy przez cały film starają się być o krok do przodu. Obydwoje mają wszystko dobrze zaplanowane i kiedy wydaje się, że wszystkie karty zostały wyłożone na stół, nagle wychodzi na to, że pora przejść do planu awaryjnego. Jednak co, jeśli druga strona także ma takowy? Kto wygra pojedynek? Szalony naukowiec, który niemal doprowadza do wojny na wielką skalę czy nieco ekscentryczny detektyw, któremu przyjdzie zmierzyć się z zażegnaniem międzynarodowego konfliktu?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Dobry film polecam.elo