Trójwymiarowa edycja filmu Harry Potter i insygnia śmierci 2 jest jedną z tych produkcji, które prawdopodobnie przyniosą w tym roku najlepsze wyniki kasowe na całym świecie. Oczywiście po raz kolejny fani przygód młodego czarodzieja mieli dylemat: wybrać się na wersję dubbingem, czy z napisami? Innych dręczyło inne pytanie: czy obejrzeć ostatnią część w 2D czy 3D?
Premiera przygód Pottera miała premierę 15-ego lipca, jednak w wielu kinach można było obejrzeć pokazy przedpremierowe. Mnie najbardziej interesowały efekty 3D, dlatego wiedziałem od samego początku, że film obejrzę tylko w wersji trójwymiarowej. Już sam początek zapowiadał się interesująco, kiedy główni bohaterowie znaleźli się w banku Gringotta. To była jedna z pierwszych scen, gdy efekty trójwymiarowe oddziaływały najbardziej na zmysły zwłaszcza, kiedy Potter zastanawiał się, jak sięgnąć kielich, znajdujący się na samej górze drogocennych przedmiotów, zgromadzonych w skarbcu. Widzowie mieli przez parę chwil wrażenie, jakby naprawdę stali za Potterem, dosłownie za jego plecami. Później było znacznie lepiej, bo podczas ucieczki na gigantycznym smoku, cała trójka bohaterów wzbija się na jego grzbiecie w powietrze. Te sceny również wyglądają bardzo realistycznie w 3D. Szkoda, że lot trwał tak krótko, bo było to coś niesamowitego.
Niestety po kilkunastu minutach dało się zauważyć, jakby trójwymiar nieco zniknął na jakiś czas, efekty po prostu nie były tak wyraziste, jak na początku filmu. Co jakiś czas zdejmowałem okulary, by upewnić się, że nie oglądam zwykłej wersji 2D – obraz był rozmazany, co mogło jedynie sugerować, że 3D nadal działa, ale jakby minimalnie. Na szczęście nie trwało to długo, jednak myślałem, że skoro cały film jest w trójwymiarze, to ani na chwilę nie będę mógł ochłonąć od ilości efektów specjalnych.
Wszystko zmieniło się mniej więcej w połowie filmu, kiedy armia Voldemorta szykowała się do ataku na Hogwart, gdzie trwały desperackie przygotowania do obrony. Gdy wszyscy dobrzy czarodzieje unosili swe różdżki, by aktywować pole ochronne, otaczające szkołę, znowu efekty trójwymiarowe dały o sobie znać. Cała dosłownie zanurza się w jasnej poświacie, dzięki której nic nie jest w stanie jej zagrozić, ale do czasu. Po kilku minutach zaczyna się atak i wtedy widać doskonale, jak czarodziejska, świetlista moc – niczym laser – wydobywająca się z różdżek złych czarodziejów uderza w pole siłowe i z całym impetem eksploduje w powietrzu. Jednak osłona Hogwartu nie trwa długo, toteż do obrony szkoły obudzono śpiących, kamiennych rycerzy. Niesamowite, trójwymiarowe efekty specjalne można było podziwiać właśnie wtedy, gdy wspomniani wojownicy z ogromnym hukiem zeskakiwali na ziemię, by przygotować szyk obronny.
Oczywiście twórcy Harry’ego Pottera w 3D najlepsze zostawili na sam koniec, bowiem walka w trójwymiarze pomiędzy młodym czarodziejem, a Voldemortem jest niemal wypełniona udanymi trickami. Scena, kiedy obydwoje spadają z zamku, by potem wzbić się w powietrze i poszybować, by odbyć finałowy pojedynek zapiera dech w piersiach, ale to jeszcze nie wszystko. Efekty trójwymiarowości dało się odczuć bardzo intensywnie, gdy Voldemort rozpada się na małe kawałeczki. Wtedy mamy wrażenie, jakby jego cząstki unosiły się w powietrzu dosłownie przed naszymi oczami – to była jedna z najlepszych scen. Film trwał nieco ponad dwie godziny, jednak z drugiej strony, twórcom i tak udało się pomieścić w tym czasie ogromną ilość efektów 3D, ciekawą fabułę, rozbudować wątek miłosny, pomiędzy głównymi bohaterami oraz sprawić, że jedni z nas zapłaczą, a inni zaśmieją się podczas niesamowitych przygód Pottera w 3D. Szkoda, że, jak głoszą plakaty reklamowe na całym świecie, to już koniec.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.