>
Kategorie: Longform

Ostatnie zabicie Terminatora?

Kolejne części „Terminatora” wyczerpywały cierpliwość fanów, ale „Dark Fate” to cios w serce największych optymistów, wierzących w możliwość reanimacji uniwersum Camerona. Uwierzcie, wiem co mówię: nawet na ostatnie „dzieło” czekałem pełen nadziei.

Dlaczego „Terminator”?

Dla tych czytelników, którzy urodzili się w okolicy początku lat 80-tych, pierwsza część „Terminatora” (1984) była jednym z filmów wprowadzających w mroczne sci-fi. Cyborg z przyszłości, z idealnie dobranym Arniem w tej roli, ścigający kobietę mającą urodzić (też w przyszłości, bo w czasie zawiązania akcji bynajmniej nie jest w ciąży) przywódcę ludzkiego ruchu oporu w walce z maszynami – brzmi jak fabuła kiepskiego kina klasy B, prawda?

Owszem, ale na sukces tego filmu złożyło się kilka ważniejszych czynników niż oś fabularna:

  • przestroga przed powstaniem AI, która zyska świadomość i zechce wyeliminować nasz gatunek;
  • katastroficzna wizja przyszłości po apokalipsie, z ostatkiem ludzkości dosłownie i w przenośni zepchniętej do podziemi;
  • maszyna będąca tak udaną kopią człowieka, że mogąca go z powodzeniem udawać;
  • atmosfera strachu i permanentnej ucieczki przed nemezis, mającej tylko jeden cel: pozbawić nas życia;
  • kapitalne role: Michael Biehn, Linda Hamilton i Arnold Schwarzenegger;
  • gęsty klimat i mroczna scenografia: duszne kluby, nocne ulice, zapyziałe hoteliki, podrzędy komisariat, opustoszała fabryka;
  • sceny akcji (szalejący T-800 i jego ludzki przeciwnik, Kyle Reese), pościgi, oszczędne efekty specjalne.

Terminator / fot. Universal Pictures

Terminator z 1984 roku ma o wiele więcej z horroru, niż sci-fi i ogromna to zasługa nie tylko posągowego i prącego przed siebie niczym taran Arniego, ale przede wszystkim Biehna jako zaszczutego przybysza z przyszłości, przemykającego w wiecznym pośpiechu i z rozgorączkowanym spojrzeniem lustrującym nieustannie otoczenie. To człowiek żyjący niczym czujne zwierze, świadome potrzasku, w jakim się znalazło.

Terminator / fot. Universal Pictures

Konfrontacja dwójki ludzi z pozbawioną uczuć maszyną zabiera nas w pełną grozy podróż w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania:

  • dlaczego ja?
  • czy nasz los jest zdeterminowany?
  • czy możemy bezkarnie wyręczać się maszynami?
  • czy człowiek jest w stanie rywalizować z maszyną?

„Terminator: Dzień Sądu” przyniósł innego kino innego rodzaju. Schwarzenegger po sukcesie kolejnych filmów („Predator”, „Komando”, „Pamięć absolutna” itp.) sam był w stanie przyciągnąć na seans tłumy widzów. Tym razem wrócił jako przeprogramowany T-800, mający już nie zabić, ale chronić młodego Johna Connora przed innymi robotami z przyszłości i tego własnie chciała publiczność: dobrego twardziela, który zrobi wszystko, by ocalić dzieciaka.

Kapitalnie zbalansowano układ sił: możliwości „nawróconego” terminatora ustępują sile i zdolnościom złego T-1000 niemal tak, jak w części pierwszej Kyle’a skonfrontowanego z cyborgiem. Dzięki temu udało się zachować element walki ze straconych pozycji, ale postawiono już nie na atmosferę grozy, ale typowy blockbuster, który miał wyciskać emocje i pieniądze z kinomanów na całym świecie.

Terminator 2 Judgment Day: poster

Mamy tu miks wyśmienitych scen akcji, bardzo dobrze poprowadzone postaci, efekty specjalne wyprzedzające epokę, rewelacyjnie spisującą się obsadę i Klimat przez duże K. Jak przystało na kino wysokobudżetowe, które ma zarobić jeszcze więcej,  niż w nie zainwestowano, nie zabrakło tu poczucia humoru i scen chwytających za serce.

Terminator 2 Judgment Day Sarah Connor

Dwie pierwsze części Terminatora stanowią zamkniętą historię, która zręcznie broni się przed filozoficznymi aspektami podróży w czasie i determinizmem ludzkiego losu, przykrywając niedostatki fabularne magią kina. Niestety, żadna z kolejnych części nie zbliżyła się do poziomu pierwowzorów – choć z perspektywy czasu całkiem nieźle zaczyna się bronić „Salvation” z Bale’m.

Terminator: kanon vs. kontynuacje

Oczywiście wyraźnie oddzielam stare, dobre kino, gdzie poza CGI liczyło się coś więcej: wizja, emocje, klimat i atmosfera wielkiej przygody – czyli część 1 i 2 – od kontynuatorów serii.

Terminator Rise of the Machines: T-X vs. T-800

Czego by nie powiedzieć o kolejnych częściach, każdej z nich wyraźnie czegoś brakowało i straciły to coś, co stanowiło o unikatowości Terminatora. Zamiast bezlitosnej walki o życie otrzymaliśmy:

  • kolejne popisy efektów generowanych przez – nomen-omen – komputery;
  • coraz słabsze aktorstwo (śmialiście się z Kristanny Loken jako T-X? Ciekaw jestem Waszych min po zobaczeniu Matki Smoków etc. jako Sary Connor…);
  • fabuły kopiujące rozwiązania z 1 i 2 części;
  • przejście z atmosfery zagrożenia/wielkiej przygody w kierunku typowej rozrywki, z natrętnymi żartami kierowanym bezpośrednio do widza;
  • gmatwanie się w paradoksach czasowych (spróbujcie na spokojnie obejrzeć Genisys…);
  • brak klimatu i tego czegoś, co jest w stanie dać odczuć widzowi, że nie traci czasu na kolejny film, o którym zapomni tuż po wyjściu z kina.

Nie wiem jak Wy, ale sam zastanawiałem się, co jest największą siłą kanonicznych filmów o Terminatorze, która każe nam porównywać każdą nową odsłonę z początkiem historii. I dochodzę do wniosku, że jest nim idealny splot czasu i okoliczności: pojawienie się charakterystycznego aktora, który robi błyskawiczną karierę na przekór wszystkiemu; w przypadku pierwszej części scenariusz oddający obawy współczesnych; w przypadku drugiej wstrzelenie się w zapotrzebowanie na kino z silną pozytywną postacią męską, podane w otoczce spektakularnej akcji.

Z drugiej strony można spojrzeć na film z perspektywy oczekiwań odbiorcy: w kultowym „Dniu Sądu” obrońcą zagrożonego chłopaka jest postawny mężczyzna, który budzi respekt samym wyglądem – podajcie mi przykład nastolatka, który nie chciałby mieć takiego kumpla jak Arnie. W najnowszym „Mrocznym Przeznaczeniu” podstarzały Terminator oddaje prym kobietom, mającym chronić … kobietę.

Tylko czy nastolatki chcą oglądać silne babki, obłożone karabinami i łańcuchami, zamiast dajmy na to Roberta Pattinsona? Albo czy młodzi mężczyźni będą identyfikować się z chłopczycami wywijającymi młotem?

Terminator 2: T-800 i John

Ciekawe jest to, że tylko nowsze „Terminatory” burzą opozycję pomiędzy światem filmu a światem widza (choć wyłamuje się stąd wspomniane już „Salvation”): mamy tam nawiązania do kanonicznych scen z filmów Camerona oraz wstawki humorystyczne (wystarczy przypomnieć choćby pompowany dekolt T-X, okulary, które T-800 przymierza po przejęciu ciuchów po striptizerze czy pieszczotliwe określanie go w kolejnej części mianem tatuśka).

W związku z tym pojawia się pytanie – jak zmierzyć się z legendą? Czy próbować ratować nieco archaiczne i mocno poważne korzenie aluzjami i żartami („Genisys” i „Bunt maszyn”), czy raczej wywrócić fabułę do góry nogami i postawić kartę na odrębną opowieść („Ocalenie”)? Mnie kupiła jednak odważniejsze wersja, która zamiast graniem ze schematami (bo przecież najbardziej lubimy te melodie, które już słyszeliśmy) wybrała historię opowiedzianą własnym głosem.

Terminator Salvation

I właśnie tego zabrakło mi najbardziej w „Mrocznym przeznaczeniu”.

„Mroczne Przeznaczenie” pogrąża uniwersum Terminatora

[spoiler alert]
Gdyby Edward Furlong zobaczył, co na kinowym ekranie będzie wyprawiała jego damska wersja, podejrzewam, że momentalnie wyszedłby ze wszystkich nałogów – chyba, że najpierw zemdlałby ze śmiechu. Przywódczynią ruchu oporu ma zostać w sumie ogarnięta babka  – widzimy, jak pilnuje wyjścia ojca do lekarza, robi bratu kanapki i walczy o etat w fabryce – która z nikogo (jak sama siebie określa) stanie się charyzmatyczną wojowniczką, połączeniem Sary i Johna Connorów. Niestety, jak bardzo twórcy filmu by się nie starali, Dani pod każdym względem wypada.. mizernie.

Terminator Dark Fate

Monolog, który wygłasza w przyszłości, zbierając armię rebeliantów, to jedna z najsłabszych mów motywacyjnych w kinie – aż dziw, że nie spotkał ją taki sam los, jaki przypadł Theonowi z „Gry o Tron”, zagrzewającego swoich ludzi do walki w oblężonym zamku Starków.

Podczas seansu gdzieś w pamięci dźwięczy nam też echo rozmowy, jaką słyszymy pomiędzy kobiecymi bohaterkami: wynika z niej jasno, że Dani jest ważna nie z powodu swojego „łona” (jak było w przypadku Sary), ale z powodu tego, kim sama się stanie. Dociekliwy widz wie jednak, że bez pomocy Sary i Grace Dani zostałaby tym, kim jest – to własnie jeden z paradoksów podróży w czasie.

Niestety, w trakcie filmu obserwujemy magiczną przemianę bohaterki, czego przykładem jest scena treningu, w czasie której – choć przed chwilą nie potrafiła wycelować z pistoletu – pobudzona słowami Sarah („zabił Ci brata i ojca”) nagle z zabójczą precyzją korzysta z wielkokalibrowego karabinu. I w ten własnie sposób skonstruowana jest całość opowieści o kobiecym trio i emerytowanym Terminatorze.

Terminator Dark Fate: Rev 9

Co jest nie tak z „Dark Fate”? Wszystko, może poza Rev 9, który jako jedyny miał coś wspólnego z duchem dawnego Terminatora i godnie zastąpił Roberta Patricka. Kilka przykładów sponiewierania klasyką:

  • Sarah Connor jako karykatura Brudnego Harrego i Dr House’a w jednym;
  • Arnie jako uczłowieczony T-800 na emeryturze, handlujący firankami i zasłonami;
  • Grace, następczyni Kyle’a, ucieleśniająca wyemancypowaną i silną kobietę, na którą pasują tylko męskie ciuchy;
  • poszczególne sceny będące kalkami z dawniejszych filmów (pościg autostradą, gdzie „zły” ściga bohaterów ciężarówką, finałowa walka w obiekcie przemysłowym z maszynerią zdolną zniszczyć Terminatora; poświęcenie T-800);
  • „sucharowe”  poczucie humoru (Arnie opowiadający o zasłonach albo żartujący z „chipsowego” patentu Sary na zakłócanie namierzania komórki);
  • efekty specjalne, które wołają o pomstę do nieba – o ile same zbliżenia na Rev 9 są w porządku, to sceny, w których skacze po murach i wykazuje się niezwykłą zwinnością są niemal na poziomie wampirów z „Van Helsinga” z H. Jackmanem;
  • nagromadzenie akcji i brak próby zbudowania jakiejkolwiek głębi bohaterów, którzy są do bólu jednowymiarowi.

I mógłbym tak wymieniać jeszcze długo, jednak nie chcę pastwić się nad najnowszą odsłoną „Terminatora” – zastanawia mnie ciągle, dlaczego ten film jest aż tak słaby? Czy to my, weterani staroci, mamy aż tak wygórowane wymagania? Z drugiej strony czy to kino w ogóle trafia w gusta współczesnego widza? Bo patrząc na salę kinową ze zdumieniem zaobserwowałem, że połowa widzów to faceci, którzy z racji wieku prawdopodobnie oglądali 2kę jeszcze na VHS, a pozostała część to ich lekko znudzone partnerki bądź dzieciaki.

Chyba już czas dać odejść „Terminatorowi” w spokoju – ewentualnie zaczekać na crossover, który pokaże nam to uniwersum z nowej i przede wszystkim WŁASNEJ perspektywy.

Arnie, nie wracaj.

Grzegorz Szczypa

Komentarze

  • Ci ''zadowoleni'' komentatorzy to chyba są opłaceni przez właścicieli kin i dostaną za to darmowy popcorn i pakiet wejściówek na kolejną część terminatora albo rambo. Zgadzam się z autorem w stu procentach. Świetna recenzja. Ten twór to kolejny odgrzewany kotlet zerujący na sentymencie tych którzy mieli okazję dorastać w świetnych dla kina latach 80'tych i początku 90'tych. Jestem wręcz zażenowany tym ''dziełem'' Autor świetnie zauważył wpleciony wątek feministyczny. Następny terminator będzie gejem albo transwestytą walczącym z ostatnimi prawicowymi bojówkami ukrywającymi się w podziemiach świata opanowanego przez lewactwo i polityczną poprawność

  • No przecież to totalna lipa nie dałem rady przez siłę obejrzałem do końca w kinie lecz żenada ta część oby więcej już nie robili Terminatora dno upadle

  • Nie zgadzam się z tym co autor napisał o Terminatorze Dark Fate. Ponieważ jest to perfekcyjne kino akcji, fabuła ma swoje mankamenty i wiele rzeczy można było zrobić lepiej. Ale patrząc na inne dzisiejsze filmy które są gorsze od nowego Terminatora i zarabiają w kinach dużo kasy, to klapa nowego Terminatora jest niezrozumiała ? Trudno nie odnieść wrażenia że klapa filmu była zrobiona specjalnie przez konkurencję. Mnie się Terminator Dark Fate podobał i jest to najlepszy sequel Terminatora po drugiej części. Kolejny ulubiony film będzie w mojej kolekcji i pierwszy na nośniku 4K UHD Blu-Ray w mojej kolekcji.

  • Byłem w kinie widzialem efekty super to że autorowi nie przypadł do gustu to nie znaczy że innym również Mega film

  • Nie zgadzam się z autorem artykułu. Dark Fate był świetny. Kupię na BluRay i obejrzę raz jeszcze, bo bardzo mi się podobał.

Najnowsze artykuły

Xtra oferta na 65″ Philips Mini-LED z efektownym podświetleniem Ambilight!

Philips 65PML9008 z serii The Xtra dostępny jest teraz w atrakcyjnej cenie w Media Expert.…

21 listopada 2024

Co oglądać w Netflix? Nowe filmy i seriale (listopad 2024)

[indizar2:stronicowanie] [section:] Co warto oglądać w Netflix? Jakie nowe filmy i seriale na Netflix są…

21 listopada 2024

Nowy serial z serii „W głowie się nie mieści” na Disney+! Zdradzono datę premiery

Powstał nowy serial osadzony w uniwersum „W głowie się nie mieści”. Serial nosi tytuł „Wytwórnia…

21 listopada 2024

Kultowa bajka powraca w wersji aktorskiej! Na to czekali fani

Na YouTube pojawił się oficjalny teaser oraz krótki materiał zza kulis związany z aktorską adaptacją…

21 listopada 2024

Coś dla fanów e-booków: wszechstronny czytnik Kindle w znakomitej ofercie!

Amazon.pl przygotował atrakcyjną promocję na zakup czytnika e-book Kindle 16 GB! To doskonała okazja, aby…

21 listopada 2024

Zestaw PlayStation VR2 w mega niskiej cenie!

Szukasz zestawu do wirtualnej rzeczywistości od Sony? Jeśli tak, to sprawdź rewelacyjna promocję na Sony…

21 listopada 2024