Netflix ogłosił ambitny plan udostępniania nowego filmu co tydzień, a zachęcić mają do tego największe gwiazdy kina. Czy jednak więcej znaczy lepiej?
Na rynku VOD robi się coraz ciaśniej, a Netflix, choć ciągle kojarzony jest z liderem ma rywali, których oferta zdaje się być coraz bardziej kusząca. Mocne plany wydawnicze na 2021 rok ma HBO Max i Disney+, czyli usługi, które mocno poszerzają swoją ofertę i zakres działania. Na stałe już zadomowił się nie tylko w Polsce Prime Video, który produkuje serial w uniwersum Władcy Pierścieni. Co robi Netflix, aby zachęcić widzów do pozostania w usłudze? Zapowiada premiery. Dużo premier.
Tegoroczna oferta zaskoczy i zachwyci kinomanów z całego świata filmami cenionych twórców, takich jak Jane Campion („The Power of the Dog”), Paolo Sorrentino („The Hand of God”) i Adam McKay („Don’t Look Up”). To będzie rok pod znakiem wszystkiego, co uwielbiają użytkownicy naszego serwisu — zombie („Armia umarłych”), kowbojów („The Harder They Fall”, „Kowboj na betonowej prerii”) i szkolnych romansów (udostępnimy między innymi kulminacyjne części trylogii „Do wszystkich chłopców” i „The Kissing Booth”).
W ofercie znowu znajdą się horrory dla nastolatków (trylogia „Fear Street”, „Ktoś jest w twoim domu”), adaptacje popularnych książek („Kobieta w oknie”, „Monachium”, „The Last Letter from Your Lover”), trzymające w napięciu kinowe hity („Red Notice”, „Sweet Girl”, „Kate”), a także filmy dla całej rodziny („Dzień na tak”, „Back to the Outback”, „’Ohana: Najcenniejszy skarb”).
Co tydzień w serwisie pojawi się nowy film z największymi gwiazdami. Będą to między innymi: Leonardo DiCaprio, Sandra Bullock, Dwayne Johnson, Idris Elba, Meryl Streep, Zendaya, Jennifer Lawrence, Ryan Reynolds, Jennifer Garner, Gal Gadot, Dave Bautista, Naomi Watts, Jake Gyllenhaal, John David Washington i Octavia Spencer. W ofercie znajdą się też produkcje popularnych filmowców, takich jak Zack Snyder, Nora Fingscheidt, Joe Wright, Antoine Fuqua, Shawn Levy, Robert Pulcini i Shari Springer Berman, oraz reżyserskie debiuty Halle Berry i Lina-Manuela Mirandy.
Zdaje się, że streamingowy gigant inwestuje ogromne pieniądze w produkcje, które mają zatrzymać w serwisie użytkowników. W ostatnich latach jednak praktyka wydawania wielu produkcji raczej nie sprawdziła się zbyt dobrze, a mocno promowany film George’a Clooneya- „Niebo o Północy” okazał się być bardzo, bardzo przeciętnym tworem.
Miejmy nadzieję, że sam angaż głośnych nazwisk, nie będzie tylko marketingową zachętą. Zamiast tego fajnie byłoby dostać wysokiej jakości filmy, które być może na stałe zapiszą się na kartach kinematografii.
Źródło: Netflix
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.