Godzilla ma się naprawdę dobrze. Najsłynniejszy potwór kaijū powrócił – można go oglądać w serialu oryginalnym Apple „Monarch: Dziedzictwo potworów”, a za chwilę także w kinowym widowisku „Godzilla Minus One”. To z kolei rodzi nadzieje, że MonsterVerse wcale nie umarło i możemy spodziewać się kolejnych dobrych historii.
Jednym z największych zarzutów, które stawiano wszystkim 36 filmom o Godzilli, które do tej pory powstały („Godzilla Minus One” będzie 37. taką pozycją), to to, że ludzie byli w nich tylko dodatkiem. Ba, całe MonsterVerse – do którego należy także King Kong – zbudowane jest na efekcie zderzenia skali: gigantycznych stworów, które niszczą i maciupeńkich ludzi, które są dla nich jak komary.
Ale takie podejście można zmienić – wystarczy wymyślić angażującą historię i zatrudnić odpowiednich aktorów. Właśnie to idealnie robi najnowszy serial oryginalny Apple – „Monarch: Dziedzictwo potworów”, który praktycznie w całości skupia się na ludziach, a potwory są obecne, ale nie na pierwszym planie. I to wcale nie jest zarzut.
MonsterVerse żyje!
Nowe MonsterVerse, czyli filmowe uniwersum, które obejmuje gigantyczne potwory, takie jak Godzilla i King Kong, zostało zrestartowane filmem z 2014 r. w reżyserii Garetha Edwardsa. Został on dobrze przyjęty, a to wielkie wyzwanie po totalnej klapie filmu Rolanda Emmericha z 1998 r., który na wielu płaszczyznach wypadł poniżej oczekiwań. W ciągu dziewięciu lat od filmu Edwardsa, powstało pełnoprawne uniwersum, które ma potencjał, by nie być gorszym od MCU.
Film „Kong: Wyspa Czaszki” wprowadził do gry słynną wielką małpę, wprowadzając jednocześnie ideę Pustej Ziemi – podziemnego ekosystemu, w którym Tytani wędrowali na wolności, osiągając ogromne rozmiary (dzięki ciągłemu promieniowaniu). To miejsce pojawiło się w filmie „Godzilla: Król potworów” z 2019 r. i „Godzilla vs. Kong” z 2021 r., będącym pierwszym takim wielkobudżetowym crossoverem obu marek. A to dopiero początek.
Serial „Monarch: Dziedzictwo potworów” zmienia trochę perspektywę, ale to doskonałe uzupełnienie dla całej franczyzy. Do tej pory we wszystkich produkcjach o Godzilli ludzie byli tylko tłem akcji. Nie przywiązywaliśmy się do nich, ich losy były nam obojętne, bo przecież najważniejsze były i tak epickie starcia wielkich bestii. „Monarch: Dziedzictwo potworów” obejmuje pokolenia, obejmując ramy czasowe pokazujące powstanie Monarch, tajnej organizacji badającej Tytanów.
Akcja serialu rozgrywa się w latach 50. ubiegłego wieku, kiedy to poznajemy porucznika Lee Shawa, któremu powierzono nadzorowanie dr Keiko Miry i dr Billa Randa podczas prowadzenia badań nad potworami. Kilkadziesiąt lat później, po przybyciu Godzilli do San Francisco w 2014 r. (co widzieliśmy w filmie Edwardsa), rodzeństwo Cate i Kentaro oraz ich przyjaciółka May odkrywają tajemnicze zaangażowanie ich ojca Hiroshiego w organizację Monarch, co prowadzi do wiekowego już Lee. Znakomitym ruchem okazało się tu zatrudnienie syna i ojca – Wyatta i Kurta Russelów – do roli tej samej postaci, ale oddzielonej o kilka dekad.
Fani MonsterVerse znajdą tu mnóstwo smaczków dla siebie (np. Bill to młodsza wersja postaci granej przez Johna Goodmana z „Kong: Wyspa Czaszki”), ale osoby, które nie są zaznajomione z franczyzą, nie poczują się zagubione. Ogromna w tym zasługa scenariusza, który zakłada śledzenie tworzenia Monarch od podstaw i rozwój akcji na różnych płaszczyznach czasowych. Takie podejście to strzał w dziesiątkę, bo przecież w filmach o Godzilli zawsze majaczyła gdzieś organizacja Monarch, ale dopiero teraz możemy się dowiedzieć, jak dotarła z punkt A do punkt B.
Godzilla zawsze w formie
To właśnie Lee Shaw pełni rodzaj tkanki łącznej organizacji Monarch, a obserwowanie ewolucji tej samej postaci i odmiennego podejścia w różnych skalach czasowych, jest naprawdę przyjemnym doświadczeniem, ale sercem serialu i tak są kobiety (Keiko i Cate).
Cate podczas wizyty w Tokio w pierwszym odcinku wraca ona do traumatycznych przeżyć na moście Golden Gate podczas ataku Godzilli. Te flashbacki pokazują nam, że widok gigantycznej jaszczurki niszczącej miasto może odcisnąć na nas trwałe piętno. To psychologiczne podejście i eksploracja zespołu stresu pourazowego są znacznie bardziej autentyczne, a przy tym pokazują, że Cate jest postacią z krwi i kości – każdy z nas (teoretycznie) mógłby znaleźć się w podobnej sytuacji.
Keiko jest równie fascynującą postacią, a jej zachwyt i współczucie dla Tytanów, których szuka, kontrastują z bezduszną brutalnością Stanów Zjednoczonych.
Za każdym razem, gdy akcja serialu spada za bardzo, twórcy z kapelusza wyciągają potwory, które nawet w skali vod są spektakularne. Tytanów jest naprawdę sporo i możemy obserwować je w różnych lokalizacjach, od skrzydlatego stworzenia podobnego do smoka w lasach deszczowych na Filipinach po bestię kopiącą na zamarzniętych pustkowiach Alaski. Nawet na małym ekranie robią wrażenie.
A jak w serialu Apple wypada sama Godzilla? Potężny kaijū i jego ryk zawsze działają na wyobraźnię. Twórcy wykorzystują potwora do stworzenia kilku interesujących elementów świata przedstawionego, takich jak dynamicznie rozwijający się przemysł broni przeciw Tytanom. Bogactwo MonsterVerse jest naprawdę imponujące, a „Monarch: Dziedzictwo potworów” można wykorzystać jako hub spinający dotychczasowe produkcje z Godzillą w roli głównej i zapowiadający kolejne. To świetny początek, a można mieć nadzieję, że będzie tylko lepiej.
Dwa pierwsze odcinki serialu „Monarch: Dziedzictwo potworów” są dostępne na Apple TV+, a kolejne co piątek.
To również warto przeczytać!
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.