Jonathan Majors nie będzie już grał Kanga Zdobywcy w nadchodzących filmach Marvela. To duży cios dla Disneya, który jednak można obrócić na własną korzyść.
Kariera Jonathana Majorsa zapowiadała się co najmniej dobrze. Po raz pierwszy zobaczyłem go w serialu „Kraina Lovecrafta” – już wtedy pomyślałem, że ma „komiksową aparycję” i powinien pojawić się w MCU. Choć uwielbiałem Chadewicka Bosemana, kilka razy przemknęło mi przez myśl, że Majors dałby radę w tej roli. Później pojawił się w „Pięciu braciach” Spike’a Lee, „Zemście rewolwerowca” czy „Towarzyszach broni”. Ale dopiero rola charyzmatycznego Damiana Andersona w „Creed III” otworzyła mu szeroko drzwi.
Jego zatrudnienie do roli Kanga Zdobywcy, o którym chyba wszyscy fani komiksów Marvela wiedzą, że jest prawdziwym draniem, być może nawet i większym od Thanosa, jakoś mnie nie zaskoczyło. Ta niedopowiedziana „dzikość” w oczach Majorsa sprawiała, że jego Kanga Zdobywcę kupiłem w całości. Ba, tylko dzięki scenom z jego udziałem film „Ant Man i Osa: Kwantomania” był dla mnie zjadliwy.
Jeżeli dorzucimy do tego znakomity epizod w serialu „Loki” jako Ten, który Trwa, otrzymamy obraz całkiem dobrze zrozumianej roli. Szaleństwo wylewające się ze scen z Kangiem Zdobywcą i Tym, który Trwa, dawały nadzieję, że Avengersi naprawdę mogą mieć przechlapane. Dlatego z niecierpliwością wypatrywałem tego, co dalej w MCU się wydarzy.
I po cichu liczyłem (nieco naiwnie), że Majors może jednak zostanie uznany za niewinnego, a cała sprawa dotycząca molestowania i aktów agresji wobec jego byłej partnerki zostanie wyjaśniona. Na taki zwrot akcji nie ma jednak co liczyć, bo Majors właśnie został uznany za winnego, a rzecznik Marvela ogłosił, że studio nie zaangażuje aktora w kolejne projekty.
Abstrahując od haniebnego czynu 34-latka, taka decyzja oznacza spory problem dla Marvela. Ale jednocześnie daje studiu, które jest w ostatnim czasie w dołku, szansę na restart i odbudowanie zaufania fanów.
Co zrobi Kevin Feige? Opcje są co najmniej trzy.
Opcja pierwsza: Zapominamy o Majorsie, recasting
Najprostszą i najbardziej prawdopodobną opcją dla Marvela, jest recasting, czyli obsadzenie w roli Kanga innego aktora. Schemat jest prosty i dla fanów MCU, śledzących wszystkie informacje o najważniejszych aktorach, byłaby w pełni zrozumiały. Zwłaszcza że studio decydowało się na takie kroki już w przeszłości. Hulk Edwarda Nortona stał się Hulkiem Marka Ruffalo i takim już został, a Don Cheadle zastąpił Terrence’a Howarda jako War Machine. Nikt nie miał o to pretensji, a zmiany te zostały przyjęte naturalnie, jakby się w ogóle nie wydarzyły.
A przecież sama natura Kanga – podróżnika w czasie z różnymi wersjami w całym multiwersum – sprawia, że recasting jest jeszcze łatwiejszy. Kang z „Kwantomanii” nie miał być dokładnie tą samą osobą, co Ten, który Trwa, a jak widzieliśmy w przypadku Lokiego, poszczególne warianty mogą mieć różne kształty, rozmiary, płeć, rasę i gatunek.
Dla mnie idealnym materiałem na Kanga byłby Yahya Abdul-Mateen II, który zabłysnął w serialu „Watchmen”, a teraz można go oglądać w „Aquaman i Zaginione Królestwo” jako Czarna Manta. Z drugiej strony jest jeszcze Ravonna Renslayer, która ma długą historię komiksową z Kangiem i nietrudno byłoby wyjaśnić, że jest jednym z jego wariantów (lub odwrotnie). A Gugu Mbatha-Raw to charyzmatyczna aktorka i na pewno udźwignęłaby tę rolę.
Opcja druga: Zapominamy o Kangu, nowy superłotr
Inna, równie prawdopodobna opcja jest taka, że Marvel po prostu zapomni o Kangu Zdobywcy i skupi się na nowym superzłoczyńcy. Wszyscy marzą o Doctorze Doomie, który ma zostać wprowadzony do MCU wraz z filmem „Fantastyczna Czwórka” i jego pojawienie się jest bardzo prawdopodobne. A gdyby jeszcze Marvel zatrudnił do jego roli naprawdę duże nazwisko, np. Pedro Pascala, o którym jest głośno, chyba nikt nie płakałby po Kangu.
Zwłaszcza że jego historia jest tak mocno niedopowiedziana i tak skomplikowana przez wydarzenia, które miały miejsce w drugim sezonie „Lokiego”, że równie dobrze może mieć „skomplikowany” status. Nic nie stoi na przeszkodzie, by Kang powrócił do MCU za jakiś czas (oczywiście z nowym aktorem), a wtedy chyba mało kto pamiętałby o Majorsie.
Bądźmy szczerzy, nie stworzył on tak złożonej postaci, jak choćby Josh Brolin, więc skasowanie jej na tym etapie, nie byłoby dużą stratą. Zwłaszcza że okoliczności są wyjątkowe.
Opcja trzecia: Wywrócenie wszystkiego do góry nogami
Najbardziej kontrowersyjna opcja wymagałaby przekonania Toma Hiddlestona do grania w filmach Marvela jeszcze przez jakiś czas. Już piszę, o co dokładnie chodzi, ale nadmienię tylko, że jest to fragment dla osób, które są po seansie obu sezonów „Lokiego”, bo poniższe informacje można potraktować jak spoilery.
Pierwszy sezon „Lokiego” zakończył się zamordowaniem Tego, który Trwa przez Sylvie (wariant Lokiego). Wydawało się, że w drugim sezonie Loki będzie chciał wszystko odwrócić i tym samym ocalić multiwersum. Zamiast tego wymyśla sposób na ochronę linii czasu bez przywracania do życia złoczyńcy i sam zostaje nowym strażnikiem wszystkich światów, zasiadając na tronie na końcu czasów. To epickie zakończenie i wielki hołd dla Lokiego, więc mało prawdopodobne jest, że Marvel będzie chciał je zepsuć.
Ale pamiętajmy, że Loki na tronie na końcu czasów pełni tę samą rolę, jaką wcześniej dzierżył Ten, który Trwa i/lub inni Kangowie. Mogłoby się tak wydarzyć, że to Loki przejąłby tę samą funkcję fabularną, którą w nadchodzących projektach miał pełnić Kang.
Nie oznacza to wcale, że stałby się superzłoczyńcą, ale po wiekach pełnienia trudnej roli strażnika chronologii, jego psychika mogłaby się zmienić. A może w niezliczonych wszechświatach istnieje zły wariant Lokiego, który spycha go z tronu? Taki manewr wywróciłby do góry nogami wszystko, co wydarzyło się do tej pory w filmach i serialach MCU, ale pod wieloma względami byłby spójny i dość zrozumiały dla fanów.
Niezależnie od tego, jaką decyzję podejmie Kevin Feige, niewątpliwie czeka nas ciekawy czas dla MCU. To szansa dla całego Marvela na odwrócenie karty i zachwycenie fanów na nowo.
To również warto przeczytać!
- Alan Ritchson lepszy niż Tom Cruise. W czym tkwi fenomen serialu „Reacher”?
- „Gen V” to panaceum na przekoloryzowany i nudny MCU
- Dlaczego tak bardzo fascynują nas mordercy w filmach i serialach?
- Niech żyje Król Potworów. Godzilla w życiowej formie
- Quo vadis, MCU? Superbohaterowie na rozdrożu
- „Fundacja”, czyli „Gra o tron” w kosmosie. Wybitny serial SF, którego prawdopodobnie nie oglądasz
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.