Niezależnie od tego, czy jesteś zagorzałym fanem do dzisiaj, czy już z tego „wyrosłeś”, chyba wszyscy możemy się zgodzić, że seria o przygodach Harry’ego Pottera osiągnęła swój naturalny koniec. Czy jest jakiś sens, by ją wskrzeszać?
Osiem filmów o przygodach Harry’ego Pottera na trwałe zapisało się w popkulturze i historii kina, co ma odzwierciedlenie w wartości franczyzy Wizarding World szacowanej na co najmniej 25 miliardów dolarów. Kwestią czasu było, zanim ktoś będzie chciał ukroić kawałek tego smakowitego tortu dla siebie.
Wydawało się, że trylogia „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” (okazała się fiaskiem) jest na to idealnym sposobem, ale niestety nie spełniła ona pokładanych nadziei.
Z franczyzy Wizarding World, która obejmuje teksty kultury, gry, filmy i gadżety związane z Harrym Potterem, bazujące na serii powieści autorstwa J.K. Rowling, wydawanej w latach 1997-2007, można jeszcze wiele wycisnąć. Potwierdziła to gra „Dziedzictwo Hogwartu”, która osiągnęła globalny sukces i w tym uniwersum pozwoliła wielu fanom „zakochać się na nowo”.
Ma tego świadomość HBO Max (wkrótce w naszym kraju zmieni nazwę na Max), które ogłosiło wznowienie oryginalnej serii. Co to właściwie oznacza dla całej franczyzy? Czy to dobry krok?
Harry Potter kiedyś i dziś
Po filmach, które odniosły ogromny sukces (ostatni rozdział miał premierę w 2011 r.), J.K Rowling uruchomiła swoją witrynę internetową Pottermore, na której fani mogli cieszyć się dodatkowymi treściami i brać udział w szeregu wciągających quizów.
W kolejnych latach Universal Studios otworzyło park tematyczny Wizarding World Of Harry Potter Wizarding World Harry’ego Pottera, a „Harry Potter i Przeklęte Dziecko” zadebiutował jako najbardziej dochodowa sztuka w historii Broadwayu.
To uniwersum wciąż żyje, co da się odczuć w sklepach z gadżetami, w których produkty z Harrym Potterem wciąż sprzedają się jak świeże bułeczki.
J.K. Rowling podobno wymyśliła początki tej globalnej marki bazgrołami na kawiarnianej serwetce i nie zdawała sobie sprawy, jak daleko zabrnie jej pomysł. U szczytu sukcesu serii J.K. Rowling była szanowana przez całe pokolenie młodych czytelników, którzy rezonowali z tematyką powieści.
Harry Potter był samotnym i wykluczonym chłopcem, niezrozumianym przez tych, którzy powinni go najbardziej kochać. Hogwart stał się fikcyjnym domem, do którego mogło przenieść się każde czujące się samotnie dziecko, po prostu zamykając oczy. Dzięki temu miłość do Harry’ego Pottera stała się niezwykle ważną częścią życia wielu młodych ludzi – wielu z nich po prostu „wychowała”.
Sytuacja zaczęła się odwracać, gdy J.K. Rowling zaczęła wyrażać na Twitterze opinie na tematy wrażliwe kulturowo, przez co wiele osób potępiło jej wypowiedzi jako transfobiczne. Powstały podziały wśród członków oryginalnej obsady – Emma Watson i Daniel Radcliffe stanowczo sprzeciwili się stanowisku pisarki, podczas gdy Helena Bonham Carter i Ralph Fiennes wyśmiali, że to burza w szklance wody.
Debata społeczna podzieliła fanów, którą niegdyś łączyła miłość do wybitnego dzieła literackiego. Niektórzy fani oddzielali książkę od autorki, ale wielu nie było w stanie tego zrobić, odwracając się od sagi o słynnym czarodzieju.
Społeczne rozczarowanie zachowaniem J.K. Rowling skłoniło do ponownej oceny faktycznej jakości powieści. Wielu zaczęło twierdzić, że książki czytane przez nich w wieku dziecięcym miały dużo większy urok, niż gdy sięgali po nie jako dorośli.
Brakowało tu spójnej uniwersalności, książkowej magii, która cechuje inne dzieła literackie uważane za ponadczasowe – „Władcę Pierścieni” J.R.R. Tolkiena czy „Diunę” Franka Herberta. Niezależnie od tego, ile masz lat, przygody Frodo Bagginsa czy Paula Atrydy wciągną Cię bez reszty. A Harry Potter niekoniecznie. Ale HBO Max wierzy, że nie wszystko stracone.
Harry Potter reaktywacja? Niekoniecznie to dobry pomysł
To seria „Fantastyczne zwierzęta” miała ma nowo rozpalić zainteresowanie światem Harry’ego Pottera, ale okazała się finansową i jakościową klapą. Mimo tego sama franczyza wciąż zarabiała ogromne pieniądze, na co przełożenie mieli coraz to nowsi odbiorcy oryginalnych filmów.
Ludzie, którzy oglądali filmy „Harry Potter” jako dzieci, teraz sami mają dzieci i chcą zaszczepić w nich zainteresowanie serią. W 2023 r. pojawiła się gra „Dziecictwo Hogwartu”, która została dobrze oceniona przez recenzentów i samych odbiorców, umożliwiając wielu fanom powrót do tak uwielbianej krainy. Nic dziwnego, że „Dziedzictwo Hogwartu 2” jest już w produkcji i ma zaoferować graczom znacznie więcej wolności i frajdy z odkrywania wirtualnego świata.
HBO Max chce pójść za ciosem, zapowiadając wskrzeszenie franczyzy Wizarding World. Na restart serii filmów jest moim zdaniem za wcześnie, bo przecież wszyscy, myśląc o Harrym, Ronie i Hermionie mamy w głowach twarze konkretnych aktorów: Daniela, Ruperta i Emmy. Mają oni dopiero po 33-35 lat, a efekty specjalne w oryginalnej serii nie są tak złe, by konieczna była ich wymiana.
Moim zdaniem każdy z filmów o przygodach Pottera można bez zażenowania obejrzeć dzisiaj i powiedzieć „wow, jakie to było dobre”. Da się zachwycić tym światem, bo jest on bardzo bogaty i doskonale skonstruowany. Dlatego jestem stanowczo przeciwny jakimkolwiek restartom oryginalnych filmów – jest za wcześnie, by fani zaakceptowali w rolach ukochanych bohaterów kogoś innego niż oryginalną obsadę.
Opcje są zatem dwie. Albo do Harry’ego Pottera powraca oryginalna obsada i dostajemy coś na kształt kolejnej odsłony serii 12-15 lat później. Daniel Radcliffe kilka razy w wywiadach wspominał, że byłby gotów ponownie zagrać najsłynniejszego młodego czarodzieja na świecie.
O czym miałby opowiadać taki film, skoro materiał książkowy nigdy nie powstał? Może dobrym pomysłem byłoby przeniesienie teatralnego „Harry’ego Pottera i Przeklęte Dziecko” na duży ekran? Tutaj zdania są podzielone, bo wielu fanów oryginalnej serii po prostu nie potrzebuje takiej kontynuacji.
Historia Harry’ego Pottera wydaje się wyczerpana i zamknięta, a chyba nikt nie chciałby powtórki z „Matriksa Zmartwychwstania”, który obiecywał nawiązania do oryginalnego „Matriksa”, ale ostatecznie sam nie wiedział, czym chce być. Obiecywał dużo, karmił filozofią i drugim dnem, a tymczasem okazał się wydmuszką z Keanu Reevesem grającym nie Neo, a Johna Wicka.
Druga, bardziej prawdopodobna opcja, to wyprodukowanie filmów/seriali z Wizarding World, ale bez bohaterów z oryginalnej serii lub z ich gościnnym występem. Tutaj z kolei wypadałoby poprosić o pomoc kreatywną J.K. Rowling, która chyba jednak nie chciałaby wracać do Hogwartu.
Z drugiej strony, skoro HBO Max ma pełne prawa do franczyzy, to może zrobić, co tylko chce. Scenarzyści HBO Max są jednymi z najlepszych na świecie i powołali do życia takie perełki jak „The Last of Us” czy choćby „Detektyw”, więc mogą dostarczyć pełnowartościowy produkt.
Gdyby franczyza Wizarding World była w rękach Netfliksa, wszyscy bylibyśmy zgubieni, ale ponieważ HBO wie, jak przenosić książkowe legendy na ekran, powinniśmy spać spokojnie.
Czy tego chcemy, czy nie, świat dostanie nowego Harry’ego Pottera, choć jeszcze nie wiadomo, w jakim wydaniu. Można wierzyć, że franczyza Wizarding World oferuje jeszcze wiele ekscytujących opowieści do opowiedzenia, więc warto uzbroić się w cierpliwość.
To również warto przeczytać!
- Czy dobre filmy muszą być długie?
- Czy „Echo” uratuje MCU? Ten serial jest wyjątkowy i… niepotrzebny zarazem
- Zack Snyder: wizjoner czy szpaner?
- Alan Ritchson lepszy niż Tom Cruise. W czym tkwi fenomen serialu „Reacher”?
- Problemy Majorsa to szansa dla Marvela. Co dalej z MCU?
- Dlaczego tak bardzo fascynują nas mordercy w filmach i serialach?
- „Gen V” to panaceum na przekoloryzowany i nudny MCU
- Niech żyje Król Potworów. Godzilla w życiowej formie
- Quo vadis, MCU? Superbohaterowie na rozdrożu
- „Fundacja”, czyli „Gra o tron” w kosmosie. Wybitny serial SF, którego prawdopodobnie nie oglądasz
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.