Jeżeli wyszliście z seansu „Argylle” rozczarowani, mamy coś na poprawę nastroju. Oto 5 filmów utrzymanych w podobnym klimacie, ale dla odmiany dobrze zrobionych.
„Argylle” to pierwsze duże tegoroczne rozczarowanie filmowe. Zarówno kasowe, jak i jakościowe. Niestety, nie wszystko, czego dotknie Matthew Vaughn, zamienia się w złoto, choć wydaje się, że głównym problemem najnowszego filmu z udziałem Henry’ego Cavilla jest zbyt łagodna kategoria wiekowa.
Gdyby „Argylle” zamiast PG-13 (dla osób powyżej 13. roku życia) miał kategorię R (dla widzów dorosłych) i tym samym był bardziej „niegrzeczny”, pewnie okazałby się strzałem w dziesiątkę. A tak, zamiast fajerwerków, mamy kapiszona.
Ale jeżeli po wizycie w kinie na „Argylle” czujecie niedosyt, mamy dla Was remedium. Te 5 filmów to „akcyjniaki” utrzymane w podobnym tonie (choć nie są to filmy stricte szpiegowskie), ale bardzo dobrze oceniane.
Kryptonim U.N.C.L.E.
Pierwsza propozycja to ta chyba najbardziej oczywista, czyli „Kryptonim U.N.C.L.E.” Guya Ritchiego, do którego „Argylle” miał nawiązywać (tak wynikało z trailerów). Oba filmy łączy Henry Cavill, który gra w obu główną rolę, ale jest w zupełnie innej formie. W „U.N.C.L.E.” gra Napoleona Solo i wypada świetnie (chyba jego najlepsza rola), iście „bondowsko”. W „Argylle” stara się do tego nawiązać, ale wyszło satyrycznie.
Akcja filmu „Kryptonim U.N.C.L.E.” rozgrywa się w latach 60. XX wieku, w kulminacyjnym okresie zimnej wojny. Skupia się na postaciach agenta CIA Napoleona Solo oraz agenta KGB Illyi Kuryakina, którzy muszą odłożyć na bok wzajemne animozje i połączyć siły, aby powstrzymać tajemniczą międzynarodową organizację przestępczą, która chciałaby zniszczyć świat. Jedyny trop to córka zaginionego niemieckiego profesora, który jako jedyny jest w stanie przeniknąć do organizacji przestępczej.
Kingsman: Tajne służby
„Kingsman: Tajne służby”, czyli część pierwsza rewelacyjnej komedii kryminalnej wyreżyserowanej przez – nomen omen – Matthewa Vaughna, od razu podbiła moje serce. Może dlatego, że w „Kingsman” świetnie wypadł dosłownie każdy – od Tarona Egertona w roli Eggsy’ego, przez Colina Firtha jako Harry’ego Harta, po Samuela L. Jacksona w roli czarnego charakteru, Valentine’a. Prawdziwa bomba opowiedziana z lekkością i specyficznym brytyjskim poczuciem humoru.
Kiedy ojciec 5-letniego Eggsy’ego ginie w trakcie służby, jego rodzina dostaje nietypowy medal oraz numer telefonu, pod który może zadzwonić raz, gdy będzie czegoś potrzebować. Siedemnaście lat później Eggsy żyje na garnuszki matki, a kiedy zostaje aresztowany dzwoni pod tajemniczy numer, by uniknąć więzienia. Na ratunek przychodzi Harry Hart – szpieg, który zawdzięcza ojcu Eggsy’ego życie – i proponuje Eggsy’emu wstąpienie do Kingsman, organizacji skupiającej tajnych agentów. W ten sposób Eggsy zaczyna nowe życie i prawdziwą przygodę.
Kick-Ass
Kolejna pozycja Matthewa Vaughna w zestawieniu i film specyficzny, nie dla każdego, choć świetnie wyważony i opowiedziany. Warto obejrzeć choćby dla młodego Aarona Taylora-Johnsona, który dopiero zaczynał swoją przygodę aktorską, ale świetnie sprawdził się w roli Dave Lizewskiego. Równie dobrze wypada Chloë Grace Moretz w roli Mindy Macready. „Kick-Ass” na pewno spodoba się fanom komiksów i serialu „The Boys”.
Dave jest nastoletnim fanem komiksów, który marzy, by zostać prawdziwym superbohaterem. Z mocnym postanowieniem naprawy świata przybiera pseudonim Kick-Ass, zakłada strój i maskę, a następnie wyrusza w miasto, aby walczyć ze złem. Jest jeden problem: nie ma kompletnie żadnych supermocy. Decyzja bycia superbohaterem jednak zapadła i od tej pory Kick-Ass będzie musiał stawić czoła najniebezpieczniejszym przestępcom.
Johnny English
Jeżeli oczekujecie więcej humoru niż akcji, to zdecydowanie warto sięgnąć po „Johnny’ego Englisha” z Rowanem Atkinsonem w roli głównej. Mimo że film ma już ponad 20 lat, to ze względu na postać uwielbianego Jasia Fasoli, wciąż daje mnóstwo uśmiechu na twarzy.
Popularny komik tym razem wciela się w agenta do zadań specjalnych, który przez drobną pomyłkę doprowadza do kryzysu międzynarodowego. Powstały dwie kolejne części („Reaktywacja” i „Nokaut”), które dla największych fanów są równie dobre, więc warto też mieć je na uwadze.
Dżentelmeni
Jako ostatnia nasza propozycja to film, który na pozór nie ma wiele wspólnego z „Argylle”. „Dżentelmeni” to klasyczna komedia kryminalna Guya Ritchiego – jego popis scenopisarstwa i doboru aktorów, którzy jak zwykle czują się tu jak ryba w wodzie. „Dżentelmeni” mają wszystko to, czego „Argylle” brakuje – wciągającą historię, inteligentny humor i świetne interakcje między bohaterami.
Punktem wyjścia akcji jest plotka, że Mickey Pearson (znakomity Matthew McConaughey), Amerykanin, który zbudował w Londynie narkotykowe imperium, chce się wycofać z rynku. Rodowici brytyjscy bandyci węszą okazję do przejęcia jego biznesu, więc sypią się oferty, groźby, pochlebstwa. Pearson jednak najwyraźniej nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji. By mu w tym pomóc, niektórzy bardziej niecierpliwi sięgają po broń. A pewien cwany i dowcipny dziennikarz (świetny Hugh Grant) szykuje przekręt, który może zmienić reguły gry.
To również warto przeczytać!
- Pierwszy sezon „Detektywa” ma 10 lat, ale to wciąż arcydzieło. Jak to możliwe?
- Czy dobre filmy muszą być długie?
- Harry Potter powróci, ale czy naprawdę tego potrzebujemy?
- Czy „Echo” uratuje MCU? Ten serial jest wyjątkowy i… niepotrzebny zarazem
- Zack Snyder: wizjoner czy szpaner?
- Alan Ritchson lepszy niż Tom Cruise. W czym tkwi fenomen serialu „Reacher”?
- Problemy Majorsa to szansa dla Marvela. Co dalej z MCU?
- Dlaczego tak bardzo fascynują nas mordercy w filmach i serialach?
- „Gen V” to panaceum na przekoloryzowany i nudny MCU
- Niech żyje Król Potworów. Godzilla w życiowej formie
- Quo vadis, MCU? Superbohaterowie na rozdrożu
- „Fundacja”, czyli „Gra o tron” w kosmosie. Wybitny serial SF, którego prawdopodobnie nie oglądasz
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.