„Awatar: Ostatni władca wiatru” świeci sukcesy na Netfliksie, choć filmowej adaptacji przygód Aanga do ideału brakuje sporo. Jeżeli też tak uważacie, to koniecznie obejrzyjcie „Legendę Korry”!
„Awatar: Ostatni władca wiatru” to aktorski serial, będący adaptacją świetnej kreskówki „Awatar: Legenda Aanga” z 2005 r. Niestety, jest to wersja uproszczona względem oryginału, a przez to mocno rozczarowująca.
Twórcy za wszelką cenę chcieli, by ich serial spodobał się każdemu i był przystępny także dla najmłodszych widzów. Takie działanie jednak przyniosło więcej szkód niż korzyści – bohaterowie często zachowują się w infantylny sposób, dylematy moralne zostały spłycone, a jakikolwiek pierwiastek filozoficzny tej historii wyparował.
Szkoda, bo nie każda historia ze świata fantasy musi być dziecinna, a potencjał w uniwersum Awatara jest ogromny, co udowodniły seriale animowane sprzed 19 i 12 lat.
„Legenda Aanga” i „Legenda Korry” to spektakularne seriale animowane – pozwolę sobie nawet na stwierdzenie, że jedne z najlepszych w historii – choć ich blask jest odmienny. Obydwa zostały stworzone przez Michaela Dantego DiMartino i Bryana Konietzko dla Nickelodeon, ale można je oglądać na Netfliksie.
„Legenda Aanga” była produkowana w latach 2005-2008 i liczyła 62 odcinki, podczas gdy akcja „Legendy Korry” została rozciągnięta na 52 odcinki, zamknięte w czterech sezonach.
W tym miejscu chciałbym skupić się na „Legendzie Korry”, która moim zdaniem jest jednym z najlepszych seriali animowanych w historii – idealnym zarówno dla (starszych) dzieci, jak i dorosłych. Pierwotnie Korra dostała tylko jeden sezon, ale ponieważ jej opowieść świetnie się rozwijała, a wyniki oglądalności były zadowalające, rozszerzono ją o kolejne trzy. Dzięki temu dostaliśmy jedną z najbardziej kompletnych historii fantasy, jakie kiedykolwiek powstały. Zadecydowało o tym kilka czynników.
W przeciwieństwie do „Legendy Aanga”, „Legenda Korry” już od pierwszego odcinka jest skierowana do dojrzalszego odbiorcy i porusza złożone tematy, m.in. dyskryminację, poczucie inności, znaczenie poświęcenia czy przeróżne wątki polityczne. W serialu istnieje wyraźny podział na ludzi posiadających moce i tych, którzy ich nie mają, co jest podstawą konfliktu w pierwszym sezonie. W „Legendzie Aanga” podział też istnieje – to ten sam świat – choć tematy nierówności w ogóle nie są poruszane (nawet w tle).
Tym, co wyróżnia „Legendę Korry” na tle podobnych seriali animowanych, jest dojrzałe podejście do relacji międzyludzkich. Nie chodzi tylko o wątki romantyczne, ale także całą paletę emocjonalną występującą między bohaterami – od braterskiej zdrady, przez bezinteresowną pomoc, po metafizyczną miłość. Opieranie się na tych tematach i poruszanie bardziej drażliwych kwestii sprawia, że „Legenda Korry” to doskonała propozycja także dla dorosłych widzów.
„Legenda Korry” została początkowo pomyślana na jeden sezon, ale sukces serialu przerósł oczekiwania twórców. Postanowiono zatem, by każdy z czterech sezonów opowiadał swoją własną, zamkniętą historię. Nie ma tu cliffhangerów charakterystycznych dla innych wielosezonowych seriali, a i bohaterowie zmieniają się (dorastają) na przestrzeni lat. To sprawia, że każdy sezon można oglądać niezależnie, choć linearny seans daje ogromną satysfakcję, bo pozwala nam śledzić, jak Korra dojrzewa do roli, która jest jej przeznaczona.
W każdym z sezonów pojawia się nowy antagonista, a Korra próbuje stawić mu czoła i jednocześnie zrozumieć swoją rolę Awatara kontrolującego wszystkie cztery żywioły. Każdy złoczyńca ma swoje motywacje, nie jest sztampowym „czarnym charakterem”, który chce wszystko spalić i zniszczyć.
Przy tak napisanych postaciach zyskuje także sama bohaterka, która często musi podejmować trudne, niejednoznaczne moralnie decyzje. Mnie szczególnie przypadł do gustu Amon z pierwszego sezonu, który miał w sobie pierwiastek marvelowego Doctora Dooma.
Ogromną zaletą serialu jest to, że nie ma tu „niepotrzebnych” wątków. Każdy odcinek jest ważny i popycha podróż Korry do przodu, trzymając w napięciu do ostatniego odcinka. To wszystko sprawia, że wszystkie 52 powstałe odcinki mają znaczenie i niosą swój własny ciężar emocjonalny.
Korra to jedna z najlepiej napisanych protagonistek w serialach animowanych. Urodziła się w świecie, który został zmieniony przez Aanga, ale nie było jej dane zaznać spokoju.
Wraz z potomkami Aanga zaczął tworzyć się nowy Naród Powietrza, dzięki czemu Korra mogła czerpać szereg korzyści w szkoleniu i rozwoju jako Awatara. Ale przywileje rzadko sprzyjają silnemu charakterowi, więc Korra niejednokrotnie działa lekkomyślnie, narażając swoich bliskich. Jest jednak w stanie przyznać się do swoich słabości i w efekcie się zmienia.
Choć Korra bywała wkurzająca i czasami trudno jej kibicować, nadaje jej to bardziej „ludzkiego” wymiaru. Walczy za innych, starając się unieść miażdżący ciężar bycia Awatarem i całej odpowiedzialności, którą zrzucono na nią w tak młodym wieku. Ta determinacja sprawia, że Korra była w stanie opanować magię żywiołów w tak krótkim czasie. Nie byłaby w stanie tego dokonać, gdyby nie lojalni przyjaciele, którzy nie opuszczali jej nawet w najtrudniejszych momentach.
Nawet największy bohater ma momenty słabości i kluczowe jest, by wtedy był obok ktoś, kto pomoże się mu podnieść. Wszystko to sprawia, że choć historia opowiedziana w serialu „Legenda Korry” jest mocno odrealniona, to jednocześnie wydaje się tak bardzo „namacalna”. Wiele osób może utożsamiać się pod względem charakteru z niektórymi postaciami z serialu.
Akcja „Legendy Korry” rozgrywa się w tym samym świecie, co „Legenda Aanga”, ale 70 lat później. Awatarowi udało się przywrócić pokój i ustanowić Miasto Republiki rajem dla wszystkich narodów. Dzięki temu, na przestrzeni sezonów Korra może zwiedzać różne, niezwykle malownicze lokacje, jak w dobrej grze RPG.
Pierwszy sezon rozgrywa się głównie w Mieście Republiki, ale kolejne zaprowadzą bohaterkę do innych, dużo bardziej egzotycznych krain. Wszystko to oglądane na ekranie wygląda bardzo przekonująco. Świat jest bogaty i różnorodny, a zamieszkujący go ludzie i stworzenia mają swoje własne motywacje.
To wszystko jednak nie byłoby możliwe, gdyby nie pokój ustanowiony przez Aanga i Zuko w „Legendzie Aanga”. Serial o przygodach Korry znakomicie czerpie korzyści z wydarzeń, które rozegrały się 70 lat wcześniej i rozszerza niedopowiedziane wątki. Aż chciałoby się zadać pytanie: co dalej?
I poprosić o serial o kolejnym Awatarze, w którym akcja rozgrywałaby się 50-100 lat później, ale najwyraźniej Nickelodeon nie ma na to pomysłu, a Netflix woli odgrzewać (i przypalać) „kotlety” sprzed lat. Pewnie w końcu zainteresują się także Korrą.
Nie będę ukrywał, od kilku lat jestem zakochany w serialu „Legenda Korry”. Dla mnie to animowane arcydzieło, które nie zyskało tyle rozgłosu, jak dalece faktycznie zasługuje. Ten serial ma wszystko, by być uniwersalną, ponadczasową historią o walce Dobra ze Złem, o zmaganiach człowieka z oczekiwaniami innych oraz o tym, że wielki sukces wymaga poświęceń.
Mimo że serial powstał już ponad dekadę temu, to w ogóle nie stracił na świeżości – można zachwycić się nim dzisiaj, za miesiąc, za rok i za 5 lat.
I chociaż ma otwarte zakończenie, to wydaje się, że tworzenie kolejnego sezonu jest bezcelowe, bo „Legenda Korry” to historia kompletna i to właśnie jej największe piękno.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Philips 65PML9008 z serii The Xtra dostępny jest teraz w atrakcyjnej cenie w Media Expert.…
[indizar2:stronicowanie] [section:] Co warto oglądać w Netflix? Jakie nowe filmy i seriale na Netflix są…
Powstał nowy serial osadzony w uniwersum „W głowie się nie mieści”. Serial nosi tytuł „Wytwórnia…
Na YouTube pojawił się oficjalny teaser oraz krótki materiał zza kulis związany z aktorską adaptacją…
Amazon.pl przygotował atrakcyjną promocję na zakup czytnika e-book Kindle 16 GB! To doskonała okazja, aby…
Szukasz zestawu do wirtualnej rzeczywistości od Sony? Jeśli tak, to sprawdź rewelacyjna promocję na Sony…
Komentarze
Pierwszy sezon Korry bardziej przypadł do gustu, ale pozostałe sezony były beznadziejne i trochę żałosne. Wolę oglądać Aanga ponieważ w tym serialu dużo się działo np. Podróżowali po całym świecie, poznali Toph, Odmiania Zuko. Jeśli chodzi o pierwszy sezon, Amon była ciekawszą postacią niż nowy avatar. Ale późniejsze sezony mają być ciekawe? Nie podobało mi się że ciągle po sezonach znikąd pojawiały złe postacie, które próbują zniszczyć Korrę. Pod koniec drugiego sezonu Korra straciła kontakt z poprzednimi avatarami. Co za pomysł! W pozostałych serii mogła być trochę inna fabuła. Podobno ma być jeszcze kolejna legenda (chyba o Genjiego) Wolałbym nie oglądać bo może jeszcze być gorzej.
Odkopię temat
Legenda Anga to była bajka, więc nie będzie tak dojrzała jak inne anime. Ale jako bajka osiągnęła wyżyny i jest perfekcyjna
Legenda Korry nie jest już bajką, a jako anime młodzieżowe jest przecięna. Może się podobać bo dojrzała widownia z Legendy Anga, ale porównując drugi serial nie do LA tylko innych podobnych anime sorry, Anang miał głębsze postacie będąc bajką
Akurat trwają prace nad kolejnym avatarem z królestwa ziemi (100 lat po wydarzeniach z Korry), więcej informacji ma się pojawić dopiero w tym albo przyszłym roku :)
Dla mnie Legenda Korry też jest dużo lepsza od Legendy Aanga, właśnie za te dojrzalsze tematy podejmowane na przestrzeni 4 sezonów. W trakcie każdego z nich bohaterka zmaga się nie tylko z wrogiem zewnętrznym, ale przede wszystkim wewnętrznym, którego nosi w sobie przecież każdy z nas. I właśnie za tę jej niedoskonałość, lekkomyślność tak łatwo jest nam się z nią utożsamić. Może też mam większy sentyment do Korry, bo oglądałem ją lata temu w TV jako pierwszą, a po Aanga sięgnąłem, kiedy trafił na Netflixa. Co do kontynuacji jej przygód, są dwa oficjalne komiksy rozwijające wątki z 4 sezonu i jej relację z Asami. Gorąco polecam!
Konrad już swoją pierwszą kwestią odpycha widzą, pokazując, jaką jest zapatrzoną w siebie bufonką. A dalej wcale nie jest lepiej. Przez cały pierwszy sezon (który miał być jedynym), nie ma ona ani jednego tryumfu, poza przypadkowym odpaleniem magii wiatru. W kolejnych sezonach stwarza całą masę problemów, których nie chce się jej rozwiązywać, bo po co, skoro i tak uchodzą jej na sucho? Serio, ona wsadziła do więzienia swojego ojca i nikt jej nic nie powiedział, zaś sama uwarzała się za świętą. Gdy Aang raz przypadkiem zranił Katarę, to zaraz Sokka go zjechał, a sam Aang nie mógł Katarze w twarz spojrzeć.
Korra, nie Konrad. Autokorekta.
jako ogromny fan avatara i osoba która tworzy o nim kontent uważam, że Legenda Korry ma o wiele za mało uwagi i jest niedoceniana. Ludzie nie umieją dostrzec jak dobry jest to serial przez sentyment to legendy Aanga
Zdecydowanie się zgadzam! Ale jak widać choćby w komentarzach - każdy ma własne zdanie na ten temat.
Szczerze Korra jest średniaczkiem bazującym większość swojego sukcesu na świetnej legendzie aanga... Na razie obejrzałem tylko 1 odcinek netflixowego live action i spodobał mi się dużo bardziej niż cokolwiek z Korry
Tak naprawdę o związku Korry i Assami to było tylko powiedziane że był w serialu nic takiego nie pokazali. A sama legenda korry była gorsza od Aanga. Pierwszy sezon ok reszta naciągana
Marcepan widać wchodzi w wiek godów więc legenda Kory bardziej się podoba. Ogólnie z dzieciakami oglądałem Anga i Kore i szczerze mówiąc Aang do mnie bardziej przemówił pod względem osobowości ale kto jak woli są gusta i gusciki a Marcepanowi życzę tej dorosłości i zawiłości serca co Korze. Pozdrawiam Tomasz z Żyrardowa
Haha, no nie kryję swojej "miłości" do Korry, co niejednokrotnie zaznaczyłem w powyższym tekście, więc punkt dla Ciebie. A "wiek godów" (niestety) mam już za sobą, choć czasami chętnie bym się cofnął w czasie... Pozdrawiam, krakowski Marcepan.
Oglądałam oba seriale i oba są dla mnie mistrzostwem. Faktycznie Korra podejmuje poważniejsze tematy, jednak w mojej ocenie trzeba zobaczyć Aanga, aby w pełni zrozumieć Korrę i to co dzieje się na świecie. Jest też powiązanie między bohaterami.
Zobaczyliśmy adaptacje Netflixa - nie jest zła, ale faktycznie wiele szczegółów pominięto.
O tak, zdecydowanie masz rację. Trzeba zobaczyć Aanga, by zrozumieć pełny kontekst Korry. Co więcej, "Legenda Korry" nie mogłaby być tak dobra, gdyby kilka lat wcześniej nie było "Legendy Aanga". Oba seriale to mistrzostwo, w przeciwieństwie do nowej netfliksowej papki.