Świat wreszcie ma „nową” Fantastyczną Czwórkę! Kiedy w połowie lutego ogłoszono oficjalną obsadę filmu o „pierwszej rodzinie Marvela”, Internet oszalał z radości. Powiedzieć, że obsada jest perfekcyjna, to jak nic nie powiedzieć. To z kolei rodzi nadzieje, że film planowany na 2025 r. będzie pod wieloma względami nowym otwarciem dla MCU.
Mimo iż z komiksami Marvela mam styczność od ponad 30 lat, to Fantastyczna Czwórka nigdy nie należała do mojej ulubionej grupy superbohaterów. Zdecydowanie bardziej ekscytowałem się mutantami z X-Men czy – jak chyba każdy na początku lat 90. – Avengersami.
Może jest to wynikiem faktu, że „pierwsza rodzina Marvela”, jak często jest nazywana grupa F4, nigdy nie miała łatwego życia na polskim rynku. Owszem, jeden z pierwszych numerów Mega Marvel opowiadał o ich przygodach, ale później zdecydowanie więcej miejsca poświęcano Spider-Manowi czy choćby wspomnianym X-Men.
Jeżeli chodzi natomiast o filmy, to Fantastyczna Czwórka doczekała się już co najmniej dwóch „poważnych” wcieleń kinowych. I choć może być to niepopularna opinia, to każdy z filmów o przygodach F4 powstałych w ostatnich 20 latach wspominam dobrze. Zarówno przy odsłonie z lat 2005-2007 z Ioanem Gruffuddem, Michaelem Chiklisem, Jessicą Albą oraz Chrisem Evansem, jak i iteracji z 2015 r. z Milesem Tellerem, Michaelem B. Jordanem, Jamie Bellem i Kate Marą, bawiłem się dobrze.
Owszem, filmom brakowało głębi, ale zrównywać ich z mułem pokroju „Daredevila” z Benem Affleckiem czy „Ghost Ridera” z Nickiem Cage’m, nie zamierzam.
Jeżeli wszystkie plotki się potwierdzą, to „Fantastyczna Czwórka”, której premierę zapowiedziano na 2025 rok, ma szansę być jednym z najlepszych filmów o superbohaterach i w pewnym sensie nowym otwarciem dla MCU, które ma ostatnio trudny okres.
Obsada obiecuje wiele, bo mamy tu naprawdę „gorące” nazwiska. Reeda Richardsa zagra ulubieniec widzów, Pedro Pascal, znany z ról Dina Djarina w „The Mandalorian” i Joela z „The Last of Us”. W roli Sue Storm towarzyszyć mu będzie piękna Vanessa Kirby, która błyszczy w każdej produkcji, w której się pojawi, a jej bratem (Johnny Storm) został nie kto inny, jak Joseph Quinn, który zachwycał nas niedawno jako Eddie Munson w „Stranger Things”. Ekipę uzupełnia Ebon Moss-Bachrach, czyli Richie z „The Bear” jako Ben Grimm (The Thing).
W żadnym z dotychczasowych filmów Marvela nie widziałem tak dobrze dobranej i zbalansowanej obsady – każde nazwisko to jak strzał w dziesiątkę.
Casting idealny
Fantastyczna Czwórka jest wyjątkowo często resetowaną historią przez filmowców i – jeżeli uda się dotrzymać zakładanego terminu premiery – w idealnych 10-letnich cyklach. „Fantastyczna Czwórka” Tima Story’ego pojawiła się w 2005 r. (dwa lata później kontynuacja z Silver Surferem), a kolejny reboot (reżyserowany przez Josha Tranka) nastąpił w 2015 r. i nie doczekał się kontynuacji. Wydaje się, że teraz F4 w nowo ogłoszonej obsadzie może zostać z nami dłużej niż tylko przez jeden film.
Nie umniejszam niczego Milesowi Tellerowi, którego uwielbiam, a gdy byłem młodszy to „podkochiwałem” się w Jessice Albie, ale obsada nadchodzącej F4 to prawdziwa aktorska liga mistrzów. Nie chodzi tylko o jakość nazwisk, ale zbalansowane i zrozumienie poszczególnych postaci. Mam wrażenie, że w castingu brały udział osoby, które są fanami komiksów, bo tutaj każda aktorska decyzja jest w punkt. Przejdźmy pokrótce po wszystkich postaciach.
Zacznę od Sue Storm, która w komiksach jest naprawdę ważną postacią, a nie tylko „żoną genialnego męża”, dlatego zasługuje na sporo czasu ekranowego. Trudno wyobrazić sobie lepszy aktorski wybór niż Vanessę Kirby, która nie dość, że jest zjawiskowa, to na dodatek wyjątkowo utalentowana.
Jej nominacja do Oscara w 2021 r. za „Cząstki kobiety” jest nieprzypadkowa i jestem pewien, że prędzej czy później sięgnie po tę nagrodę. Zaryzykuję stwierdzeniem, że Sue Storm w wykonaniu Vanessy Kirby może być najlepszym i najmocniejszym kobiecym charakterem całego MCU.
Mimo iż piękna Brytyjka nosi takie samo nazwisko, co Jack Kirby, twórca komiksowej Fantastycznej Czwórki, nie jest z nim w żaden sposób spokrewniona. Ale jak to mawiają niektórzy – nie ma przypadków, są tylko znaki…
Joseph Quinn do roli Johnny’ego Storma aka Human Torch także nie został wybrany przypadkowo. Chłopak zabłysnął w czwartym sezonie „Stranger Things”, a Eddie Munson w jego wykonaniu skradł wiele scen (bez spoilerów) i serc. Rola w F4 może być dla Quinna prawdziwą trampoliną, która otworzy mu jeszcze więcej drzwi (jak było w przypadku Chrisa Evansa). Świetnie pasuje do postaci zawadiackiego i momentami nieokrzesanego brata Sue Storm.
Mimo iż Ben Grimm aka The Thing nigdy nie miał zbyt wiele do „grania”, to jest ważną postacią całej drużyny. Nie mam wątpliwości, że Ebon Moss-Bachrach, który pokazał się w świetnym serialu „The Bear”, da sobie radę z tą rolą. Życzyłbym sobie, żeby w samym filmie było wystarczająco dużo przestrzeni dla Bena Grimma w „ludzkiej” postaci, bo gdy na plan wjedzie cała charakteryzacja, to umiejętności aktorskie będą mniej ważne.
No i na koniec, crème de la crème, czyli Pedro Pascal jako Reed Richards. Aktor ten jest ostatnio na topie, a rola w serialu „The Last of Us” ugruntowała jego pozycję, więc może wybierać wśród propozycji. Fakt, że zdecydował się na angaż w MCU świadczy o tym, że albo mu naprawdę dobrze zapłacono, albo wierzy w ten projekt.
Nie można wykluczyć też kombinacji obu tych czynników, a ja jeszcze pamiętam go z roli Oberyna Martella w „Grze o tron”. Kiedy tylko się pojawił od razu stał się jedną z moich ulubionych postaci, choć szkoda, że tak szybko trzeba było się z nią pożegnać.
Udźwignięcie roli Joela z „The Last of Us” i świetne wczucie się w Dina Djarina z „The Mandalorian” sprawiają, że zasługuje na duży kredyt zaufania. Pytanie tylko, czy Pedro czyta komiksy?
Doctor Doom nadchodzi
I tu dochodzimy do jednej z najważniejszych kwestii. Każdy, kto zna komiksy z Fantastyczną Czwórką wie, że ich głównym antagonistą jest nie kto inny niż sam Doktor Doom. Jest to jeden z najmroczniejszych i najbardziej złożonych superzłoczyńców w całym komiksowym uniwersum Marvela. Przez wielu uważany za czarny charakter doskonały.
Jest przedstawiany jako władca fikcyjnego państwa znanego jako Latveria, którego celem jest zaprowadzenie „nowego porządku” przez podbój świata. Jest arcywrogiem Reeda Richardsa i Fantastycznej Czwórki, choć wdał się w konflikt także z innymi superbohaterami, m.in. Spider-Manem, Iron Manem, Czarną Panterą, a nawet X-Menami. Warto podkreślić to, że Doom ma złożoną osobowość i w niektórych komiksach nawet stawał po stronie Dobra, ale tylko wtedy, gdy miał w tym własny interes.
W poprzednich filmach o przygodach F4, w rolę Dooma wcielał się Julian McMahon (najlepiej znany z serialu „Bez skazy”) i Toby Kebbell, którego osobiście uwielbiam za Johnny’ego Quida w „Rock’N’Rolla”. Aktorzy ci spisali się w swoich zadaniach bardzo dobrze, choć w przypadku „F4 AD 2025” wyzwanie będzie znacznie większe, bo i nazwiska superbohaterów są poważniejsze. Dlatego ten casting musi zostać przeprowadzony z iście chirurgiczną precyzją.
Oczywiście, nie ma nawet pewności, że to właśnie Doktor Doom będzie głównym przeciwnikiem Fantastycznej Czwórki, ale zdziwiłbym się, gdyby Disney nie wykorzystał nadającej się okazji. Doom jest jednym z najbardziej „lubianych” arcyłotrów, jakkolwiek to brzmi, więc najwięksi fani komiksów byliby zachwyceni jego pojawieniem się na wielkim ekranie.
Zwłaszcza że jeden potężny superzłoczyńca niedawno się wykruszył – mowa oczywiście o Kangu Zdobywcy, a dokładniej odtwórcy jego roli, Jonathanie Majorsie. Nie wiadomo, czy Disney zdecyduje się na recasting, czy też może zaproponuje nam inne, „większe zło”, a do takiej roli Doom nadaje się idealnie. Zwłaszcza że może walczyć z nim i Fantastyczna Czwórka, i Avengers.
Kluczowe jest zatem obsadzenie właściwego nazwiska w roli Dooma, a fani marzą o Cillianie Murphym. To byłby dobry wybór, chociaż patrząc na to, jak zapracowany może być teraz odtwórca roli J. Roberta Oppenheimera, nie jest to wcale pewniak. Wydaje mi się, że gdyby w roli Dooma pojawiło się jakieś „mniejsze” nazwisko, mogłoby to wyjść filmowi tylko na dobre. Ważne, żeby aktor miał odpowiedni tembr głosu, bo przecież docelowo w większości ma skrywać się za metalową maską.
Czas zacząć odliczanie
Jedynym ustalonym szczegółem fabuły „Fantastycznej Czwórki” jest sceneria – numer magazynu „Life”, który czyta The Thing pochodzi z 1963 r., więc właśnie tam może znajdować się „pierwsza rodzina Marvela”. Ale skoro nie będzie to origin story (Kevin Feige już to zapowiedział), to nie dostaniemy czegoś na kształt „Kapitana Ameryki: Pierwszego Starcia”.
Fani spekulują, że F4 zostanie przeniesiona do współczesności za sprawą jakiegoś portalu lub komplikacji ze stabilnością multiwersum. Osobiście liczę na retro-futurystyczny klimat lat 60. – może w jakimś innym świecie?
Film „Fantastyczna Czwórka” ma mieć premierę 25 lipca 2025 r. i naprawdę nie mogę się go doczekać. To może być najważniejsza produkcja w MCU od czasu „Avengers: Koniec gry” i taka, która przywróci blask filmowym opowieściom o superbohaterach.
To również warto przeczytać!
- „Szogun” to serial, który wszyscy chwalą, ale nie ma co się dziwić
- Czy „Władcy przestworzy” są lepsi od „Kompanii braci”? Nie, ale i tak warto zobaczyć ten serial
- Wszyscy zachwycają się nowym „Awatarem”, a 10 lat temu był lepszy serial
- Pierwszy sezon „Detektywa” ma 10 lat, ale to wciąż arcydzieło. Jak to możliwe?
- Alan Ritchson lepszy niż Tom Cruise. W czym tkwi fenomen serialu „Reacher”?
- Dlaczego tak bardzo fascynują nas mordercy w filmach i serialach?
- „Gen V” to panaceum na przekoloryzowany i nudny MCU
- Niech żyje Król Potworów. Godzilla w życiowej formie
- Quo vadis, MCU? Superbohaterowie na rozdrożu
- „Fundacja”, czyli „Gra o tron” w kosmosie. Wybitny serial SF, którego prawdopodobnie nie oglądasz
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.