Obawy były, ale Jonathan Nolan znowu stanął na wysokości zadania. „Fallout” to coś więcej niż zwykła adaptacja popularnej serii gier wideo – to jej dopełnienie. Niesamowite jest to, że udało się stworzyć pozycję, która powinna zadowolić wszystkich – zarówno największych fanów tytułów Bethesdy, jak i tych, którzy nigdy wcześniej nie słyszeli o Vault-Tec. Jak to możliwe?
„Fallout” to murowany kandydat do tytułu serialu roku, mimo iż jeszcze kilka ciekawych pozycji przed nami. Niektórzy mówią, że to najlepsza serialowa adaptacja gier wideo w historii i mogą mieć rację, choć ukradkiem zerkam w stronę „The Last of Us” HBO i mam pewne wątpliwości.
O ile jednak sama historia Joela i Ellie już w grze była na tyle filmowa, że jej przeniesienie do telewizyjnego medium było formalnością, o tyle w „Falloutach” to nie fabuła była najmocniejszą stroną. Na pierwszy plan zawsze wysuwała się eksploracja, zabijanie potworów, levelowanie, zdobywanie nowych przedmiotów i ulepszanie ekwipunku.
Serial Amazon Prime Video to nie zwykła adaptacja, a doskonałe dopełnienie istniejącego uniwersum „Fallouta”. W inteligentny, a jednocześnie wyjątkowo zabawny sposób opowiada historię zniszczonej Ameryki, choć nie skupia się na żadnej konkretnej historii z serii gier.
Są Krypty, w których ocaleni po wojnie nuklearnej chcą odbudowywać społeczeństwo. Są Pustkowia wypełnione śmiercią, promieniowaniem i dziwakami oraz potworami, których nie chcielibyśmy spotkać w innych okolicznościach. Mamy oczywiście Bractwo Stali, które stara się być ostoją sprawiedliwości, a także megakorporację Vault-Tec, której wojna była na rękę.
W serialu jest wszystko to, za co pokochaliśmy gry i jedynym, za co mam żal do twórców, to to, że dostaliśmy „tylko” osiem odcinków. Ten serial spokojnie mógłby mieć ich 10, a nawet i 12.
Bohaterowie to siła „Fallouta”
Fabuła serialu „Fallout” jest naprawdę niezła i ma swoje „momenty”. Za główną bohaterkę można by uznać wesołą Lucy (świetna Ella Purnell), która prowadzi beztroskie życie w Krypcie 33, aż pewnego dnia jej spokój zostaje zburzony wtargnięciem bandytów. Ojciec zostaje porwany i zabrany na powierzchnię, więc Lucy organizuje misję ratunkową.
Dziewczyna początkowo jest nieświadoma tego, jakie zagrożenia czekają na nią na spalonych ziemiach, ale szybko zdaje sobie sprawę, że by przetrwać będzie musiała nagiąć kilka własnych żelaznych zasad. Miałem obawy, że ten wątek będzie mdły i nieciekawy, ale przyjemnie obserwuje się przemianę, jakiej doświadcza Lucy – mimo iż nie w każdej kwestii jest ona pozytywna.
Jest także Bractwo Stali i ciekawie napisana postać giermka Maximusa (Aaron Moten), który w wyniku niecodziennego splotu wydarzeń staje się posiadaczem Pancerza Wspomaganego T-60. Bohater ten to standardowy przykład „amerykańskiego chłopca”, który szeroko się uśmiecha i chce czynić dobro, choć ma swoje własne mroczne sekrety. Podczas 8 odcinków ma wiele przygód, ale nie przechodzi tak spektakularnej przemiany jak Lucy.
I jest jeszcze Ghoul. Ten zmutowany łowca nagród, który w czasach przed wojną nuklearną był słynnym aktorem, nie ma żadnego wyższego celu – po prostu chce przeżyć. Jego postać jest jednak bardzo ważna i stanowi swoiste spoiwo z tym, co było przed wojną, a tym, co jest teraz. Wiele retrospekcji obserwujemy z jego perspektywy, dzięki czemu krok po kroku odkrywamy tajemnicę Vault-Tec. W postać Ghoula wcielił się Walton Goggins, który nadał jej wyjątkowej głębi.
Serial podąża za wszystkimi postaciami, których ścieżki krzyżują się na Pustkowiach w poszukiwaniu naukowca, który uciekł z Enklawy z „niebezpieczną technologią”, mogącą zmienić równowagę sił. W typowy dla serii „Fallout” sposób, historia ma być tylko pretekstem do wyruszenia w drogę. Brawa dla twórców za stworzenie tak charyzmatycznych bohaterów i umiejętne żonglowanie wątkami. Gdybyśmy przez cały serial śledzili tylko jeden z nich, pewnie szybko by się to nam znudziło.
Pustkowia nigdy nie były tak ujmujące
Serial ma niesamowity klimat. Krypty są bardzo sterylne, wręcz klaustrofobiczne, pomimo wesołych skrzynek pocztowych i pozytywnych kolorów ścian. Da się wyczuć, że skrywają tajemnicę, o której nawet nie wiedzą jej mieszkańcy. Ale dopiero na powierzchni „Fallout” zaczyna błyszczeć w pełni.
Pustkowia są przepiękne w swojej surowości i da się odczuć, że użyto tu prawdziwych scenerii, a nie efektów specjalnych. Ubrania, które noszą bohaterowie są podarte, gdy mają być podarte, a brud na ich twarzach nie znika cudownie po kilku minutach. Dbałość o detale jest tu na najwyższym poziomie, choć najwięksi fani gier z kilku przeinaczeń mogą być niezadowoleni.
Każdy odcinek jest wręcz napakowany różnego rodzaju easter eggami, dzięki czemu serial sprawia wrażenie komplementarnego z historiami opowiadanymi w grach. Pomaga w tym znakomita ścieżka dźwiękowa, za której dobór twórcom należą się największe brawa. Pojawiające się w tle kawałki nie są nachalne i zawsze doskonale komponują się z tym, co oglądamy na ekranie.
Mimo że „Fallout” jest serialem SF, to nie zabrakło w nim wielu wątków filozoficznych. Bohaterowie jak mantrę powtarzają, że „wszyscy chcą ratować świat, ale na swój sposób” i wydaje się to trafnie korespondować z duchem gier i słynną „wojną, która nigdy się nie zmienia”.
Serial wielokrotnie podejmuje trudne tematy, takie jak granice wolności, miara człowieczeństwa w świecie bez zasad czy potrzeba wiary w większy cel. Nie sposób ulec wrażeniu, że mieszkańcy Krypt są jak sekta, a powrót do normalności po „końcu świata” nie każdemu jest na rękę. Trochę brakowało mi wątków Bractwa Stali, ale wierzę, że będą one rozwinięte w kolejnych sezonach.
Twórcy „Fallouta” starają się odpowiedzieć na pytanie:jak zachować człowieczeństwo, gdy życzliwość nie wchodzi w grę? Sposób, w jaki zmienia się Lucy na przestrzeni odcinków nie jest zero-jedynkowy. Mimo iż musi robić złe rzeczy, by przetrwać, nie porzuca wartości, w które wierzyła (świetna scena przed Superdupermarketem, gdy ratuje Ghoula).
Choć nie może pomóc każdemu, kogo spotka na Pustkowia, pozostaje sobą nawet w trudnych momentach. To dosłowna i metaforyczna podróż nadaje sens postaci, która z łatwością mogła skończyć jako nudny i naiwny archetyp, jakim wydaje się na papierze.
„Fallout” to serial roku?
„Fallout” to świetny serial i zabawa, która kończy się zdecydowanie za szybko. Mocną stroną gier zawsze była rozbudowana kampania jednoosobowa, a tutaj zaledwie 8 odcinków większość bez problemu pochłonie w dwa wieczory.
Być może lepiej dla samego seriali byłoby, gdyby poszczególne odcinki były udostępniane w tygodniowych odstępach (jak „The Boys”)? Wtedy można by sobie dawkować doznania związane z serialem i tym samym lepiej je „trawić”, np. podczas powtarzanych seansów. Wszystkie odcinki trzymają bardzo wysoki poziom i nie ma tu zbędnych „zapychaczy”, które mają wypełnić czas antenowy.
Wszystko to sprawia, że pierwszy sezon „Fallouta” jest jak idealna przystawka. Pobudza apetyt, pokazuje, co potrafi szef kuchni, ale w żadnym wypadku się nią nie najecie. Jestem przekonany, że w serialowym świecie „Fallouta” wydarzy się jeszcze wiele dobrego, a to, co najlepsze dopiero przed nami.
Nie zdziwiłbym się, gdyby serial z automatu nie został przedłużony nie tylko na drugi, ale też trzeci czy czwarty sezon. Historii z Pustkowi na pewno nie zabraknie, a w kolejnych odsłonach będą wprowadzani nowi bohaterowie, więc potencjał jest naprawdę ogromny.
To również warto przeczytać!
- „X-Men ’97” to granie na nostalgii, ale właśnie tego potrzebowaliśmy
- Remake to sposób na filmową nieśmiertelność. Jak ich nie kochać?
- „Szogun” to serial, który wszyscy chwalą, ale nie ma co się dziwić
- Czy „Władcy przestworzy” są lepsi od „Kompanii braci”? Nie, ale i tak warto zobaczyć ten serial
- Wszyscy zachwycają się nowym „Awatarem”, a 10 lat temu był lepszy serial
- Pierwszy sezon „Detektywa” ma 10 lat, ale to wciąż arcydzieło. Jak to możliwe?
- Alan Ritchson lepszy niż Tom Cruise. W czym tkwi fenomen serialu „Reacher”?
- „Gen V” to panaceum na przekoloryzowany i nudny MCU
- Niech żyje Król Potworów. Godzilla w życiowej formie
- Quo vadis, MCU? Superbohaterowie na rozdrożu
- „Fundacja”, czyli „Gra o tron” w kosmosie. Wybitny serial SF, którego prawdopodobnie nie oglądasz
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.