„The Boys” to serial uwielbiany na całym świecie, także w Polsce. Czwarty sezon, który obecnie możemy oglądać na Amazon Prime Video, ma nas przygotować na wielki finał i ostateczne starcie Butchera z Homelanderem, które nastąpi pewnie nie wcześniej niż w 2026 roku. Nie mogę się już doczekać!
W „The Boys” zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Już początkowe sceny – pościg za furgonetką z napadu na bank, przepołowienie jej przez Maeve i pojawienie się Homelandera, a przede wszystkim Hughie tracący swoją dziewczynę w wyniku niefrasobliwego zachowania A-Traina – wszystko to ma w sobie jakąś „moc”.
Ale chyba nikt w tamtym momencie nie był w stanie przewidzieć, jak ta historia się rozwinie. Trzy pełne sezony później, „The Boys” nadal zachwycają wulgarnością, bezczelnością i luzem, którego brakuje większości współczesnych produkcji. Ale wkrótce to wszystko się skończy – piąty sezon będzie ostatnim, a to bardzo dobra wiadomość.
„The Boys” nadal w formie
Niektórzy mówią, że czwarty sezon „The Boys” jest nudny i wtórny, bombardując niskimi ocenami kolejne wychodzące odcinki. Bzdura! „The Boys” ciągle są w formie, ciągle szokują brutalnością i pokazują, że świat pełen „superbohaterów” (a może lepiej nazwać ich „nadludźmi”) wcale nie byłby taki dobry.
Jeżeli oglądacie na bieżąco „The Boys”, to wiecie, że feeria flaków, krwawe łaźnie i brutalność sprowadzona do poziomu pierwotnych instynktów oraz rozrywki dla mas, zawsze była wpisana w tę serię. Nie inaczej jest z komiksami, które były inspiracją dla Erika Kripke, więc to zdecydowanie nie jest pozycja „family friendly”.
Niektórzy mówią, że w czwartym sezonie twórcy już mocno odpięli wrotki, ale dla mnie wszystko wciąż jest utrzymane w konwencji. Nawet dylematy aborcyjne Starlight, homoseksualna miłość Frenchiego czy TA scena z udziałem Splintera, pasują do rozbitego i zdegenerowanego świata „The Boys”.
Nie rozumiem, dlaczego wierni fani serialu nagle zaczęli go hejtować. Przecież finał trzeciego sezonu jasno wskazywał, gdzie znajdą się bohaterowie w kolejnej odsłonie i wydawało się logiczne, że głównym motywem będzie próba ratowania Ryana przez Butchera.
Chłopak jest mocno rozdarty między swoim biologicznym ojcem (Homelanderem), a tym, który go wychowywał (Butcher) i zgaduję, że ostatecznie wybierze „jasną stronę mocy”. Ba, gdybym miał obstawiać, to uważam, że odegra jakąś rolę (mniejszą lub większą) w ostatecznym zgładzeniu Homelandera. Spokojnie możemy zgadywać, bo już wiemy, że finał serialu będzie inny niż finał komiksów.
„The Boys” zmierzają do końca i bardzo się cieszę, że piąty sezon oficjalnie będzie tym ostatnim. Nie dlatego, że nie mam ochoty na kolejne 3-4 sezony rozpierduchy, bo na siłę serial można by spokojnie jeszcze ciągnąć przez kilka lat. Wydaje się, że pięć sezonów, czyli łącznie 40-godzinnych odcinków (jeżeli nic nie zmieni się w ostatniej serii), to wystarczająca przestrzeń, by opowiedzieć historię od początku do końca.
Każdy, kto zna serial, dobrze wie, że punktem kulminacyjnym musi być ostateczne starcie Butchera z Homelanderem. Już w finale trzeciego sezonu była doskonała okazja, by „załatwić sprawę”, ale kierowany miłością do syna, Billy zadecydował się na trudniejsze wyjście. Czwarty sezon musi być więc czymś w rodzaju pomostu między finałową odsłoną, która zapewne będzie totalną masakrą. Ja to wszystko kupuję i ufam, że Erik Kirpke wie, co robi.
Niech ktoś da nagrodę Antonemu Starrowi
Pisząc o „The Boys” nie możemy pochylić się nad Antonym Starrem, którego Homelander jest tak zepsuty i przesiąknięty złem (a może bardziej „brakiem miłości”), że niektórzy mogą mieć koszmary z nim związane. To, jak ta postać jest napisana to jedno, ale to, jak „wyczuł” ją Antony Starr, który prywatnie jest bardzo miłym gościem, to zupełnie inny poziom.
Odważnie porównam to za najlepszymi złoczyńcami kina – Jokerem Heatha Ledgera, Hannibalem Lecterem Anthony’ego Hopkinsa i Antonem Chigurh w wydaniu Javiera Bardema z „To nie jest kraj dla starych ludzi”.
Homelander to postać bardzo złożona psychologicznie i choć absolutnie nic nie usprawiedliwia jego czynów, to jesteśmy w stanie zrozumieć jego motywację. Niekochany, zagubiony w swojej „wielkości”, znudzony ludzkimi słabościami, nieszczęśliwy – Homelander idealnie pokazuje, co by się stało, gdyby Superman jednak nie chciał pomagać ludzkości. I wydaje się, że z tej ścieżki do samozagłady, nie cofnie go już nic.
Liczyłem, że może na jego zachowanie wpłynie jakoś Ryan, ale odcinek „Mądrość wieku” (s04e04) pokazał, jakim złem wcielonym jest Homelander.
Antony Starr idealnie oddaje paletę emocji targających Homelanderem. Z jednej strony uśmiechający się do kamer (coraz rzadziej), z drugiej zdezorientowany i rozmawiający ze swoimi odbiciami w lustrze. Homelander nie jest archetypowym superzłoczyńcą, który po prostu chce „zniszczyć świat”. Jest potężną istotą, niestabilną emocjonalnie, której nikt nigdy nie pokochał, a nawet nie zaakceptował. Budzi strach w innych już swoją obecnością, bo nawet zwykłą rozmowę może zakończyć krwawą jatką.
Homelander to idealny przeciwnik dla Butchera, który – jak możemy wnioskować po wydarzeniach z ostatnich odcinków – ma w sobie ukrytą moc. Ciekawi mnie, kiedy zda sobie sprawę, że może ją wykorzystać przeciwko swojemu największemu wrogowi i jakie będą konsekwencje takiej decyzji.
To musi się źle skończyć
Ale „The Boys” to show nie jednego, a dwóch aktorów. Nie można bowiem zapominać o fenomenalnym Karlu Urbanie, którego Butchera trudno byłoby lubić w prawdziwym życiu, a jednocześnie nie sposób mu nie kibicować. Nie jest to żaden bohater, obrońca słabszych i przykład dla młodych, a przesiąknięty sarkazmem człowiek zmęczony swoim życiem, który wie, że za chwilę się z nim pożegna.
To, jak postać Butchera zmienia się na przestrzeni sezonów, jest wielką zasługą scenarzystów, ale i samego Urbana, który w wielu scenach improwizuje. Początkowo chce tylko odzyskać swoją rodzinę, ale szybko okazuje się, że nie jest im pisany happy end.
Becca umiera, a przybrany syn Butchera okazuje się w istocie pierworodnym Homelandera, obdarzonym równie dużymi mocami, co on sam. Butcher obiecuje Becce na łożu śmierci, że będzie chronił Ryana do ostatnich dni i tego słowa stara się dotrzymać. Jestem bardzo ciekawy, jaki będzie finał tej historii, bo niewątpliwie jeszcze kilka ciekawych zwrotów akcji przed nami.
Pozostali aktorzy w „The Boys” są poprawni, nie przeszkadzają, ale daleko im do poziomu Starr-Urban. Od siebie dodam tylko, że uwielbiam Kimiko w wydaniu Karen Fukuhary i mam nadzieję, że nie opuści nas do ostatniej sceny finału. To niesamowite wykreować tak złożoną postać bez używania słów.
„The Boys” nie przestaną mnie zachwycać do ostatniego odcinka, a przecież w międzyczasie jeszcze dostaniemy drugi sezon „Gen V”, który też uważam za bardzo dobry serial. Coś w tym uniwersum jest magnetycznego, że trudno oderwać wzrok od tych wszystkich okropności przedstawianych na ekranie, a środkowy palec pokazywany przez bohaterów traktujemy jak zwykłe „pozdrowienie”.
„The Boys” na stałe wpisali się do kanonu najlepszych seriali wszech czasów i mam nadzieję, że zbliżający się wielkimi krokami finał, tego nie zmieni.
To również warto przeczytać!
- Serialowy „Wiedźmin” skończy się po 5. sezonie. To dobra wiadomość
- O światach równoległych wiesz wszystko? „Mroczna materia” zbije Cię z tropu
- Wszyscy zachwycają się nowym „Awatarem”, a 10 lat temu był lepszy serial
- Pierwszy sezon „Detektywa” ma 10 lat, ale to wciąż arcydzieło. Jak to możliwe?
- Alan Ritchson lepszy niż Tom Cruise. W czym tkwi fenomen serialu „Reacher”?
- „Fundacja”, czyli „Gra o tron” w kosmosie. Wybitny serial SF, którego prawdopodobnie nie oglądasz
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.