>

Czy wersje reżyserskie filmów są nam jeszcze na coś potrzebne?

Powiedzieć, że wersje reżyserskie filmów są złe i niepotrzebne, byłoby wielką niesprawiedliwością dla dzieł, takich jak „Czas Apokalipsy” czy „Łowca androidów”. Ale po seansie 6,5-godzinnego „Rebel Moon” Zacka Snydera mam dość i zacząłem zastanawiać się, czy dzisiaj takich przydługich filmów jeszcze potrzebujemy?

Wersja reżyserska – a jeszcze lepiej, gdy użyjemy anglojęzycznego „director’s cut” – to brzmi dumnie! Termin ten obiecuje wiele, ale tak naprawdę oznacza odpowiednio przerobioną wersję filmu, odpowiadającą oryginalnemu zamysłowi reżysera – z dodatkowymi scenami, które pierwotnie usunięto w montażu. Jak nietrudno się domyślić, takie zabiegi wydłużają czas trwania filmu, czasami o kilka, a często nawet o kilkadziesiąt minut.

W latach 80. ubiegłego wieku filmy, które trafiały do kin były często mocno pocięte i „niezgodne” z wizją reżysera. Długość często była determinowana nie przez twórcę, a przez wytwórnię, która wyłożyła na dany obraz pieniądze.

Zbawienne okazało się pojawienie się kaset VHS, co otworzyło zupełnie nowe możliwości opowiadania historii, bez pośpiechu, w domowym zaciszu. Wszak nazwa „kino domowe” do czegoś zobowiązuje! Dzięki temu, gdy reżyser miał na to ochotę, mógł wypuścić dwie wersje filmu – „standardową” do oglądania w kinach i „rozszerzoną”, zawierającą dodatkowe sceny, a niekiedy i wątki.

Magia lat 80.

Na przestrzeni ostatnich dekad powstało kilka niezapomnianych wersji reżyserskich, które są lepsze od oryginałów puszczanych w kinach.

Pierwsza na myśl przychodzi mi rozszerzona wersja „Czasu Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli, która filmowe arcydzieło wynosi na jeszcze wyższy poziom. Dzięki dodatkowym 50 minutom dostajemy więcej scen z podróży rzeką, nadając jej jeszcze bardziej onirycznego wydźwięku, a także bardzo ważną dla krytyki postkolonialnej sekwencję na francuskiej plantacji.

„Czas Apokalipsy” to arcydzieło, zwłaszcza w wersji rozszerzonej

Podobnie jest z „Łowcą androidów” Ridleya Scotta, którego wersja reżyserska nie tylko jest bardziej dopieszczona wizualnie, ale przede wszystkim fabularnie – z niejednoznaczną tożsamością Deckarda.

Sztandarowym przykładem dobrze zrobionej wersji reżyserskiej jest prawie 12-godzinna trylogia „Władcy Pierścieni”, która zawiera wiele dodatkowych wątków i smaczków dla największych fanów J.R.R. Tolkiena. Nietrudno się domyślić, że obejrzenie jej w kinie – czy to za jednym posiedzeniem, czy nawet trzech, byłoby bolesnym doświadczeniem i mało kto, by się na to porwał.

Wersja reżyserska „Łowcy androidów” zasadniczo może zmieniać odbiór filmu

Dzisiaj jednak wersje reżyserskie straciły na znaczeniu i służą głównie jako próba ratowania źle ocenionych filmów lub szansa na dodatkowy zarobek produkcji (często ponowne wejście do kin lub wypuszczenie dodatkowo płatnej wersji premium).

Taika Waititi, twórca znakomitego „Jojo Rabit” i naprawdę solidnego „Thora: Ragnarok” powiedział kiedyś, że ma mnóstwo dodatkowych materiałów i mógłby spokojnie wypuścić wersję reżyserską (o zgrozo) „Thora: Miłości i gromu”, ale nigdy tego nie zrobi, bo film ten ma swoją „mocną strukturę, która mogłaby zostać zaburzona”. Jeżeli to faktycznie jest „mocna struktura”, to wolałbym nie doświadczyć, jak zostaje rozluźniona…

Całe szczęście, że Marvel Studios nie ma w zwyczaju wypuszczać wersji rozszerzonych swoich filmów, bo raczej nie przeżyłbym dłuższych wersji „Ant-Mana i Osy: Kwantomanii”, „Doktora Strange w multiwersum obłędu”, „Marvels”, czy wspomnianej „Miłości i gromu”.

Dla największych fanów Śródziemia, trylogia „Władcy Pierścieni” mogłaby trwać i 30 godzin

Jest jednak jeden reżyser, który nie bierze jeńców i wersje reżyserskie swoich filmów promuje jak zupełnie nowe dzieła. Mowa o Zacku Snyderze, który wersją reżyserską (Snyder’s Cut) złą „Ligę Sprawiedliwości” zamienił w naprawdę niezły film, ale to, co zrobił z „Rebel Moon” woła o pomstę do nieba. I chyba jest znakiem, że czas wersji reżyserskich już niechybnie minął.

Eksperyment „Rebel Moon” nie udał się

Lubię Zacka Snydera za unikatowy styl i oryginalne spojrzenie na sztukę filmową. Ma w swoim portfolio kilka mocnych pozycji, a za powołanie do życia „Watchmen. Strażników” ma moją dozgonną wdzięczność.

Trudno jednak zaprzeczyć, że jest to reżyser bardzo efektowny, dla którego wybuchy, flary, rozbłyski, filtry światła i spowolnienia (słynne „slow motion”) są ważniejsze niż kreacje aktorskie i scenariusz. Cóż, w przypadku „Strażników” i „300” udało mu się opowiedzieć całkiem zgrabne historie, ale to dlatego, że dość wiernie trzymał się oryginalnych komiksów.

Z „Batman v Superman” i „Ligą Sprawiedliwości” miał już większą dowolność w sięganiu po materiał źródłowy, dlatego wyszło co najwyżej przeciętnie. Dylogia „Rebel Moon” (jeden długi film rozcięty na pół) miała być dziełem jego życia i początkiem nowego filmowego uniwersum.

Niestety, „Rebel Moon” ani w wersji standardowej, ani reżyserskiej, nie daje rady. Obie odsłony różni nie tylko długość, ale przede wszystkim kategoria wiekowa, co niesie ze sobą poważne implikacje.

Wersja reżyserska ma kategorię wiekową 18+, co oznacza, że jest przeznaczona tylko dla dorosłych. I słusznie, skoro każdą z części otwierają dwie odważne i rozbudowane sceny seksu, które są tylko po to, by Sofia Boutella mogła zaprezentować swoje wdzięki.

Skoro wersje reżyserskie „Rebel Moon” mają kategorię wiekową 18+, to musi być więcej przemocy i krwi. Trup ściele się gęsto, czaszki eksplodują, a krew leje się litrami, ale nie zrozumcie mnie źle – nie ma tu mowy o żadnym gore, brutalność jest tu zaskakująco dobrze wyważona.

Mam wrażenie, że film był kręcony właśnie z myślą o takiej estetyce, bo „złagodzona” wersja standardowa 13+, która miała premierę kilka miesięcy temu, była sztucznie odarta z wszelkiej przemocy. Na ekranie dało się także zauważyć efekty postprodukcji i „wymazywanie” krwi z poszczególnych scen.

„Rebel Moon” jest jak efektowny teledysk – bez fabuły i niepotrzebny

Tylko czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego film promowany jako 18+ i ewidentnie przeznaczony tylko dla widzów dorosłych, ma wersję z… dubbingiem? To nielogiczne, że z jednej strony stawiamy granice i zabraniamy oglądania takiej produkcji niedojrzałym widzom, a z drugiej zachęcamy ich do tego oferując wersję z dubbingiem. Nie wyobrażam sobie bowiem, że ktoś dorosły z wyboru włącza sobie taką wersję.

Podobnie jest z wyświetlanym obecnie w kinach „Deadpool & Wolverine” – też 18+ i też dostępna opcja z dubbingiem. Kto chodzi na takie seanse? Tatusiowie z synami poniżej 10. roku życia, którzy nie nadążają z czytaniem?

Sceny akcji w „Rebel Moon” są niezłe, a sekwencja obrony wioski na Veldt robi wrażenie

Jeżeli oglądaliście standardową wersję „Rebel Moon” i nie raził was ewidentny brak krwi w scenach, w których powinna ona być obecna, to nie ma sensu sięgać po wersje rozszerzone. Poświęciłem na nie ponad 6 godzin swojego weekendu i był to czas stracony.

Nie ma tu żadnych istotnych dodatkowych scen, może poza innym początkiem przedstawiającym origin story jednego z trzecioplanowych bohaterów i większym czasem ekranowym robota Jimmy’ego, któremu głosu użycza zawsze mistrzowski sir Anthony Hopkins.

Filmy są przeraźliwie wydłużone, a sekwencja żniw i przygotowania do obrony wioski, które w drugiej części trwają ponad godzinę, to sztuczne wypełniacze. Nie są jednak ani istotne, ani efektowne – Snyder wrzucił je, bo chyba nie chciał, żeby jakiś materiał się zmarnował. To tak, jak po skończonym budowaniu z klocków LEGO zostało nam kilka zapasowych i wczepilibyśmy je do naszej konstrukcji na chybił trafił.

Darujmy sobie te wersje reżyserskie

To wszystko skłania do refleksji: czy dzisiaj jest sens wypuszczania wersji reżyserskich filmów? Czy Zack Snyder nie mógł skupić się na „krwawej” wersji standardowej albo – jeżeli taką faktycznie miał wizję – nie mógł wypuścić tylko wersji rozszerzonych?

Przecież mówimy o filmach przygotowanych stricte z myślą o dystrybucji w Netfliksie, które nie obowiązują „prawa kinowe”. Przecież Martin Scorsese nie miał obiekcji zrobić ze swojego „Czasu krwawego księżyca” także przygotowanego z myślą o vod (Apple TV+) 3,5-godzinnej filmowej epopei. Snyder nie musiał nam dawać dwóch różnych wersji filmów dla zasady.

„Oppenheimer” udowodnił, że jeżeli film jest wystarczająco dobry, to może być długi

Przykład „Rebel Moon” to dla mnie ostateczny dowód, że w czasach zdominowanych przez wszechobecne serwisy vod, wersje reżyserskie straciły jakikolwiek sens. Filmy są coraz dłuższe, a przykłady „Zjawy”, „Oppenheimera” czy „Diuny” pokazują, że w fotelach kinowych jesteśmy w stanie wysiedzieć ponad 3 godziny (z reklamami).

Jeżeli dany reżyser czuje, że „nie wyrobi” się w standardowej długości 120-180 minut, to powinien zastanowić się, jaką właściwie historię chce opowiedzieć. Bo może okazać się, że lepiej będzie jego dzieło rozbić na mniejsze części albo od razu skierować na drogę serialu.

Zack Snyder wymarzył sobie „Rebel Moon”, a Kevin Costner „Horyzont” – panowie mogliby podać sobie ręce, choć celują w nieco innych odbiorców. Oba filmy dogłębnie pokazują, że format długich epopei chyba się wyczerpał.

To również warto przeczytać!

Marcepan

Najnowsze artykuły

Prime Gaming ponownie zaskakuje: Te trzy tytuły po prostu musisz odebrać!

Darmowe gry na Amazon Prime Gaming: Borderlands 2, Shadow of the Tomb Raider i LEGO…

18 września 2024

Platforma Max przygotowuje polski serial! Jest na co czekać…

O tym, że Max potrafi tworzyć świetne, oryginalne serie wiemy od dawna. Teraz platforma zabiera…

18 września 2024

Ten hit jest obecnie absolutnym liderem oglądalność na Netflix!

„Emily w Paryżu” króluje na Netflix – czwarty sezon zachwyca widzów nową scenerią Rzymu, emocjonującymi…

18 września 2024

Tegoroczny Samsung QLED 65″ z FALD w wybornej ofercie!

Najnowszy telewizor marki Samsung o przekątnej 65-cali jest dostępny w atrakcyjnej ofercie. To urządzenie oferujące…

18 września 2024

Jaki telewizor do gier wybrać? 10 sprawdzonych propozycji na każdy budżet

Nie wiesz, jaki telewizor do gier kupić i jaki powinien mieć input lag i odświeżanie?…

18 września 2024

Castlevania z kapitalnym zwiastunem od Netflix! Będzie hit?

Właśnie dostaliśmy najnowszy, krótki zwiastun drugiego sezonu serialu pt. "Castlevania: Nocturne". Zapowiada się hit, a…

18 września 2024