Wybierasz się na nową część Obcego, a może też już jesteś po seansie? Ja wczoraj dostąpiłem tej przyjemności(?) i zamierzam podzielić się z Wami moimi odczuciami na temat filmu. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie…
Na wstępie zaznaczę, że w ramach niniejszego tekstu wystąpią delikatne spoilery (dam znać kiedy), jednak postaram się nie zepsuć frajdy tym wszystkim którzy jeszcze nie widzieli, a zamierzają wybrać się w najbliższym czasie do kina. Czekałem i się doczekałem. Wczoraj zasiadłem wygodnie w fotelu i po raz kolejny przeniosłem się do uniwersum Aliena. Moje oczekiwania były stosunkowo duże, ale starałem się sztucznie nie podnosić poprzeczki. Zacznę jednak od końca i przejdę od razu do sedna.
Wychodząc z kina miałem mieszane odczucia. Z jednej strony byłem pod wrażeniem – klimat, niepewność oraz uczucie osaczenia udało się zachować i wszystko to było wyczuwalne w filmie. Problemem było jednak to, że momentami rujnował to niezbyt skomplikowany scenariusz czy irracjonalne zachowania członków załogi statku Przymierza.
Mimo dość skrajnych ocen Prometeusza (na którym notabene ja osobiście bawiłem się wyśmienicie) kolejna część nie kontynuuje wątków w nim poruszonych i nie skupia się na rozlicznych pytaniach, które pojawiły się w filmie i przyjemnie głaskały wyobraźnię. W Przymierzu dostajemy dość ubogi produkt, który nie pozostawia żadnych znaków zapytania i brak mu smaczków jeżeli chodzi o możliwość i swobodę interpretacji. Ponadto, po ponad dwóch godzinach spędzonych w kinie, z żadnych z bohaterów nie czułem żadnego związku, ciężko bowiem z kimkolwiek się identyfikować.
OK, to jest ten moment w którym odniosę się do kilku wątków w samym filmie. Tak więc, Drogi Czytelniku, jeżeli nie masz na nie chęci, zalecam zakończenie czytania w tym miejscu. Wspomniałem o niezbyt skomplikowanym scenariuszu. Po konfrontacji (walce) androidów podejrzewam, że nie było osoby na sali, która wierzyła, że w momencie, gdy Walter postawił nogę na statku, to dalej był on, a nie jego „starszy brat”. Idę o zakład, że każdy wiedział od tego momentu jak się ta historia skończy. Do worka z rozmaitościami również dorzuciłbym np. zachowanie kapitana, który to widząc David’a z obcym chwilę później daje się wodzić za nos i naiwnie wykonuje jego polecenia co kończy się… tak jak się kończy. Serio? Gdyby to Ellen Ripley widziała…
Na koniec dodam jedynie, że mimo pewnego poziomu niezadowolenia z filmu cieszę się, że wybrałem się do kina. Zarażony uniwersum miałbym do siebie pewnego rodzaju pretensje gdybym nie zobaczył najnowszego dzieła Ridley’a Scott’a na własne oczy na dużym ekranie. Z całą stanowczością muszę jednak stwierdzić, że Obcy Przymierze to na pewno nie jest żadne arcydzieło.
Źródło: własne.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.