Drugi sezon „The Last of Us” zadebiutuje na platformie Max w 2025 r., być może już w styczniu. Niektórych zszokuje, innych wkurzy, a przy okazji złamie kilka serc. Jeżeli twórcy zaserwują nam podobny rollercoaster emocjonalny, jaki przeżywaliśmy grając w „Part II”, możemy mieć do czynienia z najlepszym serialem telewizyjnym w historii.
Kiedy pierwsza odsłona „The Last of Us” debiutowała na PlayStation 3 w 2013 r. wszyscy zastanawiali się, jak to możliwe, że „gry są takie filmowe”. Nic więc dziwnego, że w 2014 r. wydano odświeżoną wersję na PlayStation 4, a w 2022 r. remake na PlayStation 5. Najwięksi fani tego tytułu (do których sam się zaliczam) mieli okazję, by grę przejść trzykrotnie i za każdym razem odkryć w niej coś nowego.
Nikt nie spodziewał się tego, co nadejdzie wraz z odsłoną drugiej części, która miała premierę w czerwcu 2020 r. „The Last of Us Part II” to prawdziwy rollercoaster emocjonalny, psychologiczna jazda bez trzymanki, odkrywająca nasze największe lęki i ciągle zadająca filozoficzne pytania. O granice poświęcenia, o granice zemsty, o znaczenie wybaczenia. Dla mnie to gra doskonała i prawdopodobnie najwybitniejsze dzieło popkulturowe, z jakim miałem kiedykolwiek do czynienia.
Zaledwie kilka seriali odważyło się zderzyć brutalność postapokaliptycznego świata z subtelnością ludzkich emocji tak, jak to zrobił pierwszy sezon „The Last of Us” od HBO. Teraz gdy na horyzoncie pojawia się drugi sezon, fani gry i widzowie mają jeszcze większe oczekiwania. Czy adaptacja podniesie poprzeczkę? Filozoficzna głębia, złożone postacie oraz niezwykle dopracowana narracja mogą sprawić, że kolejna odsłona tego dramatu okaże się czymś znacznie więcej niż kontynuacją.
Emocje paliwem opowieści
Pierwszy sezon „The Last of Us” to mistrzowska lekcja adaptacji gry wideo na mały ekran. Produkcja HBO, oparta na kultowym tytule studia Naughty Dog, wiernie oddała kluczowe wydarzenia, a jednocześnie znalazła przestrzeń na rozszerzenie wątków postaci (Bill i Frank), tworząc emocjonalny spektakl, który rezonował zarówno z fanami oryginału, jak i zupełnie nową publicznością. Podczas gdy wielu obawiało się, że adaptacja zatraci wierność materiałowi źródłowemu, twórcom udało się uchwycić to, co najważniejsze – duszę historii.
W pierwszym sezonie kluczowym motorem napędzającym narrację była relacja Joela i Ellie – złożona, pełna bólu i niełatwa miłość, która rodziła się w ogniu postapokaliptycznego chaosu. Joel, doświadczony stratą ojciec, i Ellie, młoda dziewczyna będąca kluczem do uratowania świata, tworzą dynamiczny duet, który staje się ośrodkiem fabuły. W sezonie drugim, zgodnie z fabułą gry „The Last of Us Part II”, ich relacja zostaje wystawiona na jeszcze większe próby.
Drugi sezon serialu, bazujący na drugiej części gry, nie będzie zwykłym sequelem. Nie tylko zgłębi wątek dalszych losów Joela i Ellie (bez spoilerów), ale również na pierwszy plan wysuną się zupełnie nowe postacie. Historia, choć osadzona w brutalnym, postapokaliptycznym świecie, będzie przede wszystkim studiować naturę ludzkich emocji i wyborów, które definiują nas jako jednostki. Tutaj nie chodzi tylko o przetrwanie w świecie pełnym zgnilizny – chodzi o przetrwanie ducha ludzkiego w obliczu moralnych dylematów, które nas zjadają od środka.
Jednym z najgłębszych filozoficznych aspektów „The Last of Us” jest temat decyzji, które podejmujemy w imię miłości, a także ich konsekwencji. Można bowiem powiedzieć, że „The Last of Us” w najczystszej postaci, to historia o miłości i tego, jak wiele jesteśmy w stanie dla niej zrobić.
Joel w pierwszym sezonie, w jednym z najbardziej kontrowersyjnych momentów fabuły, wybiera ochronę Ellie kosztem całej ludzkości. To właśnie ten moment będzie odbijał się echem w sezonie drugim – czy takie wybory mogą być usprawiedliwione? Jak długo możemy żyć w zgodzie z naszymi działaniami, wiedząc, że wyrządziliśmy niewyobrażalne szkody, aby uratować kogoś, kogo kochamy?
Filozofowie od wieków zastanawiali się nad naturą moralnych dylematów – od Platona po kantowskie pytania o dobro i zło. Serial, podobnie jak gra, nie daje prostych odpowiedzi. To właśnie ta ambiwalencja stanowi jego największą siłę. Joel w oczach jednych staje się bohaterem, który chroni „swoje dziecko”, podczas gdy inni widzą w nim egoistycznego potwora, który odebrał ludzkości nadzieję. Sezon drugi jeszcze bardziej zagłębi się w ten dualizm, wciągając nas w niekończącą się debatę o naturze moralności.
Nowi bohaterowie – nowe traumy
Druga część gry wprowadza jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci w historii gier – Abby. To właśnie ona stanie się osią nowego konfliktu, gdyż jej motywacje są równie złożone, co Joela i Ellie. Abby jest postacią, która zmusza nas do konfrontacji z własnymi uprzedzeniami – jako widzowie spoglądamy na wydarzenia z perspektywy „drugiej strony”. To niezwykle trudne zadanie, któremu twórcy serialu będą musieli sprostać, aby oddać pełną głębię historii.
Chcę unikać spoilerów, więc nie będę tu zagłębiał się w szczegóły fabularne, ale jeżeli znacie grę, to dobrze wiecie, co mam na myśli. Część druga gra na naszych emocjach i wielokrotnie zmusza do zmiany perspektywy. Komu kibicujemy, a kogo nienawidzimy – to nie jest tak zerojedynkowe, jak mogłoby się wydawać.
W grze „The Last of Us Part II” Abby początkowo jawi się jako antagonista – postać, która wyrządza krzywdę Ellie i Joelowi. Jednak z czasem jej historia okazuje się równie tragiczna i skomplikowana, co ich własna. To nie tylko kolejna „zła” postać, którą należy pokonać, ale jednostka z własnym bagażem emocjonalnym i motywacjami. Sezon drugi może ukazać Abby jako symbol niesprawiedliwości, ale także siły przebaczenia i współczucia – a to otwiera drzwi do jeszcze bardziej złożonych dyskusji o ludzkiej naturze.
Można by rzec, że bohaterem opowieści jest także brutalny, surowy świat przedstawiony na ekranie. Miasta w ruinach, zarośnięte ulice, opustoszałe budynki – to nie tylko tło dla opowieści, ale także metafora stanu ludzkiej duszy. Świat, który zobaczymy w sezonie drugim, będzie jeszcze bardziej zniszczony, a jego brutalność to lustro emocji bohaterów.
Krajobrazy będą pełne symbolicznych odniesień do kondycji człowieka – martwe drzewa, zatopione miasta, pustkowia, cisza przed burzą. Tak, jak bohaterowie serialu walczą o przetrwanie w świecie bez nadziei, tak ich wnętrza są targane wewnętrznymi bitwami, które toczą w sobie. Mam wrażenie, że dzięki odpowiedniej reżyserii i wyczuciu detali, sezon drugi może jeszcze bardziej pogłębić tę metaforę, czyniąc z niej temat do licznych rozmów w gronie znajomych, ale i debat naukowych.
Przebaczenie czy zemsta?
W drugim sezonie „The Last of Us”, podobnie jak w grze, miłość zostanie zepchnięta na dalszy plan przez zemstę. W tym świecie przemoc rodzi przemoc, a krzywdy są przekazywane jak toksyczne dziedzictwo. Ellie, po tragicznych wydarzeniach, jakie spotykają ją w drugiej części gry, wpada w spiralę zemsty, która stopniowo pochłania jej człowieczeństwo. Zemsta staje się motorem jej działań, ale czy rzeczywiście przynosi ukojenie? Czy zemsta kiedykolwiek może dać prawdziwą ulgę?
W świecie postapokaliptycznym, gdzie prawa cywilizacji zostały zastąpione prawem silniejszego, to pytanie staje się jeszcze bardziej istotne. Drugi sezon może skupić się na tym, jak zemsta wypala duszę – Ellie, zamiast odnaleźć spokój, staje się cieniem samej siebie. To filozoficzna opowieść o tym, jak nasze pragnienie sprawiedliwości może stać się trucizną, która niszczy to, co w nas najlepsze.
Drugi sezon „The Last of Us” to coś więcej niż kontynuacja postapokaliptycznej opowieści. To próba zbadania granic człowieczeństwa, moralności i sensu zemsty. Wprowadzenie nowych postaci, rozbudowanie wątków filozoficznych oraz wizualna metafora świata w ruinach mogą sprawić, że serial stanie się jednym z najważniejszych dzieł współczesnej telewizji. Przygotujmy się na emocjonalny rollercoaster, który każe nam zadać pytanie: jak daleko jesteśmy gotowi się posunąć, by chronić to, co kochamy?
To również warto przeczytać!
- Pingwin wcale nie potrzebuje Batmana. Ten serial to prawdziwa perełka
- „Joker: Folie à Deux” to cios dla fanów komiksów. Szaleństwo we dwoje się nie udało
- „The Boys” wciąż w formie, ale cieszę się, że ten serial się kończy
- Czy Robert Downey Jr. (znowu) uratuje MCU?
- „Ród Smoka” nigdy nie będzie „Grą o tron”, ale i tak warto go oglądać
- „Fallout” to majstersztyk. Ten serial można polecić każdemu!
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Dodaj komentarz